» Recenzje » Dziedzic Imperium – Timothy Zahn

Dziedzic Imperium – Timothy Zahn

Dziedzic Imperium – Timothy Zahn
Gdy w 1977 roku Gwiezdne wojny weszły do kin, niemal od razu zawładnęły Ameryką. Miejskie parki zamieniły się w pola gwiezdnych bitew, piwnice w domach w pokłady "Gwiazdy Śmierci", a podwórka w miejsca pojedynków na miecze świetlne. Wszystko to za pomocą wyobraźni dzieci i dorosłych, a także gadżetów sprzedawanych przy promocji filmu. Jednak w 1983 roku gwiezdna trylogia zamknęła się i nikt nie był pewien, jak ów entuzjazm poradzi sobie z faktem zakończenia historii klanu Skywalkerów. Stało się to, co stać się musiało – książki i komiksy wylądowały na półkach, by tam obrastać kurzem, figurki zostały poupychane na strychach, podobnie stało się z zabawkowymi mieczami i blasterami. Dzieci, ganiające z nimi niegdyś po parkach i placach zabaw, poszły na studia, a później wyruszyły, by stawić czoła prawdziwemu życiu. Cała euforia z początku lat 80-tych stała się jedynie mglistym zbiorowym wspomnieniem, mimo iż każda emisja gwiezdnej sagi w telewizji wciąż wywoływała podniecenie i przykuwała do telewizora.

I wtedy, jak pisze Peter Schweighofer, zdarzyło się coś zdumiewającego. Na początku lat 90-tych pojawiły się nowe powieści z gwiezdnego cyklu. Timothy Zahn zadziwił i zauroczył fanów dalszą historią gwiezdnej sagi, pełną złowrogich czarnych charakterów, tajemniczych ras, pościgów i gwiezdnych bitew. A co najważniejsze – nastąpił powrót ulubionych przez wszystkich bohaterów, choć w nowych rolach. Powróciły karty kolekcjonerskie i figurki, księgarnie były szturmowane przez fanów poszukujących najnowszych książek i komiksów. Wreszcie pojawiła się gra RPG w świecie Gwiezdnych wojen, dająca fanom możliwość wcielenia się w ich własne postaci. A wszystko to zapoczątkowała powieść Dziedzic Imperium, powieść którą mam teraz przyjemność recenzować.

Ten przydługi wstęp ma na celu jedną, lecz istotną rzecz – uzmysłowienie, dlaczego trylogia Zahna jest tak ceniona w środowisku i uważana za jedną z najistotniejszych serii książek (jeśli nie za najistotniejszą) ze świata Gwiezdnych wojen. Jest również uznawana za jedną z najlepszych. Czy słusznie? Na to pytanie postaram się teraz odpowiedzieć.

Minęło 5 lat od bitwy o Endor – potyczki wieńczącej akcję Powrotu Jedi i dającej zwycięstwo Sojuszowi Rebeliantów nad złowrogim Imperium Galaktycznym. Dawni bohaterowie, okryci sławą i chwałą, muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistości – Imperium zostało pokonane i nie będą już występować w rolach wojowniczych buntowników. Teraz muszą podjąć się dzieła tworzenia – muszą zbudować demokrację w galaktyce ogarniętej chaosem. Przez te 5 lat już nie raz i nie dwa przekonali się, że jest to zadanie szalenie trudne do zrealizowania. Tymczasem rozbite siły Imperium zaczyna zbierać nowy, nieznany dowódca – admirał Thrawn. Krocząc od zwycięstwa do zwycięstwa, udowadnia, że jest jednym z najgenialniejszych strategów, jacy kiedykolwiek dowodzili siłami Imperium. Wykorzystując swoją wiedzę i zdolności odnajduje skarbiec Imperatora na planecie Wayland, gdzie nawiązuje współpracę z szalonym klonem Mistrza Jedi Jorusa C’baotha. Zarówno klon jak i tajemnicze znaleziska ze skarbca mają odegrać istotną rolę w planie ostatecznego zniszczenia Rebelii przez wielkiego admirała. Zaskoczona Nowa Republika nie radzi sobie z najeźdźcą i ponosi kolejne ciężkie straty. Na domiar złego niespodziewane zagrożenie jest wykorzystywane przez polityków do wewnętrznych rozgrywek politycznych, efektem czego admirał Ackbar zostaje oskarżony o zdradę i aresztowany. Leia Organa Solo jest ścigana przez komandosów nieznanej rasy, a Luke postanawia dokończyć przerwane szkolenie pod okiem Mistrza C’baotha. Jego myśliwiec zostaje jednak uszkodzony, a z opresji ratuje go frachtowiec przemytniczy należący do organizacji Talona Karrde. Jak się później okazuje, prawą ręką szefa przemytników jest Mara Jade – nieznana Luke’owi dziewczyna, nie wiedzieć czemu pałająca do niego szczerą nienawiścią i z całego serca pragnąca jego śmierci...

Dziedzic Imperium jest pierwszą częścią Trylogii Thrawna, która zdecydowanie wyróżnia się z ponad stu innych pozycji zapełniających biblioteczkę SW. Zahn umieszcza fabułę swojej powieści tam, gdzie nikt przed nim tego robić nie próbował – akcja dzieje się po wydarzeniach Powrotu Jedi. Rodzi się tu problem, gdyż wydarzenia ostatniej części filmowej sagi niejako zamykają losy większości postaci. Zahn radzi sobie z tym jednak bardzo dobrze, kreując gro nowych postaci, a zwłaszcza czarnych charakterów.

Imperator nie żyje, Vader poległ, a wojska Imperium są w rozsypce, lecz oto Zahn wprowadza nową postać – wielkiego admirała Thrawna, bez wątpienia centralną i kluczową dla całej trylogii. Od pierwszych stron budowana jest wokół niego atmosfera tajemniczości, mroczności i dostojeństwa. Pojawia się niemal z nikąd i jako jeden z najwyższych dostojników Imperium obejmuje we władanie jego pozostałości. Nie dane jest nam dowiedzieć się, jakiej jest rasy, lecz Zahn opisuje nam jego wygląd – humanoidalnego oficera o błękitnej skórze i czerwonych, pałających oczach. Im dalej zagłębiamy się w karty powieści, tym bardziej niesamowitym zdaje się Thrawn i tym bardziej rośnie w oczach czytelnika. Okazuje się, że admirał jest koneserem sztuki, co więcej - jest jej znawcą i wnikliwym badaczem. Nadzwyczajna inteligencja wraz z doświadczeniem bojowym i niesamowitą zdolnością analizowania sposobu myślenia i działania danej rasy daje mu olbrzymią przewagę na polu bitwy, powodując, że Thrawn kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa, bez najmniejszych problemów rozprawiając się z kolejnymi przeciwnikami, odbudowując imperialną potęgę. I tutaj w mojej opinii Timothy Zahn przegina. Otóż, ów geniusz wielkiego admirała często-gęsto graniczy z darem jasnowidzenia, bądź też ze zdolnościami Jedi (co w sumie na jedno wychodzi). Admirał wie niektóre rzeczy, bo wiedzieć je musi, by fabuła toczyła się zaplanowanym przez Zahna tokiem, a próby wytłumaczenia takiego stanu rzeczy są bardzo mętne. Niby mały minus, lecz z czasem dość mocno irytuje.

Kolejną postacią przesyconą wręcz tajemniczością jest pracująca dla przemytników Mara Jade. Poznajemy ją wraz z resztą przemytniczej szajki Tallona Karrde (który także jest nowością w świecie Gwiezdnych wojen), gdy udaje im się schwytać Luke’a Skywalkera. Dziewczyna, której notabene Luke nigdy na oczy nie widział, od samego początku z bardzo niejasnych powodów szczerze życzy mu śmierci. Wraz z rozwojem akcji czytelnik dowiaduje się o jej powiązaniach z Imperium, a jej zachowanie w stosunku do innych bohaterów dodatkowo dezorientuje. Kolejne tajemnice metodycznie wyłaniają się jak z mgły i suma sumarum Zahn łączy wątki w przemyślaną, choć skomplikowaną intrygę. Mara jest jednym z tych bohaterów powieści, o których można powiedzieć, że mają duszę. Jade za sprawą wydarzeń z przeszłości utraciła część swojej tożsamości i mimo upływu już kilku lat wciąż nie potrafi się do końca odnaleźć w otaczającym ją świecie. Tak na dobrą sprawę nie wie ani po której chce być stronie, ani kim jest. Sprawy dodatkowo komplikuje pojawienie się najpierw Thrawna, a później Skywalkera. Kreowana jest na samodzielną, silną, bezkompromisową kobietę, posiadającą wielkie umiejętności, potencjał i inteligencję. Lecz los rzuca ją w wir wydarzeń galaktycznych umieszczając w sytuacji, w której mimo tych cech czuje się bezradna i zagubiona. Sprawia to, że czytelnik obdarza ją sympatią, mimo niepewności, po której stronie Mara ostatecznie się opowie. Jedyną wadą w kreacji tej postaci jest chyba to, że jak na osobę starającą się być twardą i szorstką jak zad starego słonia, Mara jest nieco zbyt skłonna do zwierzeń i mówienia o swojej przeszłości, co w rezultacie wypada troszkę naiwnie.

W nowej roli widzimy Luke’a Skywalkera, który pokonując Darta Vadera stał się Rycerzem Jedi, lecz po śmierci Yody wciąż stara się na własną rękę ukończyć szkolenie i desperacko szuka informacji o dawnym Zakonie. Zgoła inne problemy ma Leia Organa Solo, która po ślubie z Hanem rozdarta jest między politykę a życie osobiste, starając się przy okazji nabierać pod okiem brata wprawy w posługiwaniu się Mocą i umiejętności charakterystycznych dla Gwiezdnych Rycerzy. Jakby tego było mało, czytelnik dowiaduje się, że Leia jest w stanie błogosławionym, a wraz z rozwojem akcji problemy będące na jej głowie zdają się kumulować. Jej mąż, Han Solo, także nie ma lekko. W związku z dość absorbującą profesją żony jest zmuszony walczyć o każde 5 minut, które mogą przeznaczyć tylko dla siebie. Co więcej, Han rezygnując ze stopnia generała w Republikańskiej armii, "zawiesił się" gdzieś w przestrzeni pomiędzy bohaterem wojennym, którym był za czasów Rebelii, a przestępcą, za jakich uważani są przemytnicy, gdyż przeszłość Hana ciążyła na nim w opinii publicznej niemiłosiernie. Poza tymi głównymi postaciami, a także tymi znanymi z filmów, Zahn wprowadza masę innych, również istotnych dla rozwoju fabuły powieści. Wystarczy tu wymienić choćby szalonego klona Joruusa C’baotha, kapitana flagowego okrętu wielkiego admirała – Pellaeona, czy przemytników – i pod tym względem powieści nie można nic zarzucić.

Pisarsko Dziedzic Imperium, podobnie z resztą jak pozostała część Trylogii Thrawna, także się wyróżnia na tle reszty powieści z serii. Fabuła jest skomplikowana i pełna tajemnic, które czytelnik krok po kroku odkrywa. Choć Zahn ma pewne braki w jej prowadzeniu (co rozwiązywane jest czasem nieco dziwnie - choćby wspomnianym już "darem jasnowidzenia" Thrawna), całość wypada nader pozytywnie, zwłaszcza, gdy dodamy do niej głębokie postaci i lekkość pióra. Nie widać właściwie żadnych niedostatków w sztuce pisarskiej, a książkę czyta się łatwo, szybko i przyjemnie.

I wreszcie parę słów o wydaniu, a raczej o jego polskiej wersji – nie będę się więc pastwił nad brakiem estetyki okładki, czy nad papierem, na jakim powieść została wydana, bo jest to raczej norma odpowiednio w przypadku serii Gwiezdnych wojen i beletrystyki ogólnie. Grafik się nie natrudził, wydawca też i dzięki temu mamy relatywnie niską cenę książki. Tłumaczenie jest poprawne, nie utrudnia lektury, ale... na Moc, człowiekowi, który wpadł na tak "genialny" pomysł by tłumaczyć nazwy własne chciałbym osobiście "pogratulować". Piję tu do ogólnie przyjętego "Sokoła Millenium", który ni stąd ni zowoąd, bez uprzedzenia stał się "Tysiącletnim Sokołem". Niby szczegół, ale ze strony na stronę wyrasta do rangi najbardziej drażniącej wady powieści. Oczywiście kilka radosnych literówek (jedna czy dwie), to dla wydań Amberu końca lat 90-tych norma.

Podsumowując, powieść została wydana właśnie wtedy, gdy było to najbardziej pożądane. W olbrzymim stopniu przyczyniła się do dania światu Gwiezdnych wojen drugiej młodości. Napisana lekko i ciekawie ukazała fabułę i wprowadziła postaci, które głęboko zapadają w pamięć czytelnika. Bez wątpienia jest godnym początkiem najważniejszej trylogii w biblioteczce SW i mimo pewnych widocznych błędów jest jedną z najlepszych książek serii. Pozycja absolutnie konieczna do przeczytania dla każdego fana Gwiezdnych wojen.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
8.21
Ocena użytkowników
Średnia z 14 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Dziedzic Imperium (Heir to the Empire)
Cykl: Trylogia Thrawna
Tom: 1
Autor: Timothy Zahn
Tłumaczenie: Anna i Jan Mickiewicz
Wydawca: Amber
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 1995
Liczba stron: 400
Format: 123 x 190 mm
Seria wydawnicza: Star Wars
ISBN-10: 83-716-9350-8
Cena: 29,80 zł



Czytaj również

Wezwanie do walki
Dawno temu w przyszłości
- recenzja
Wezwanie do broni
Początki legendy
- recenzja
Początki
Coś się zaczyna
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.