» Literatura » Komiksy » Empire #28. Wreckage

Empire #28. Wreckage


wersja do druku

Tylko jedno, ale za to lew

Redakcja: Aleksandra 'Jade Elenne' Wierzchowska

Empire #28. Wreckage
Boba Fett jest bez wątpienia jedną z najbardziej lubianych przez fanów postaci z sagi Star Wars, stojąc w panteonie gwiazd obok takich asów jak admirał Thrawn. Co charakterystyczne, komiks (czy też książka) z udziałem tych bohaterów musiałby naprawdę być nieźle zepsuty przez autorów, by społeczność fanowska nie przyjęła go ciepło.

Gdy dwa TIE Fightery, patrolujące przestrzeń otaczającą wrak imperialnego krążownika, zamieniają się w podróżujące we wszystkich kierunkach fragmenty statków, Boba Fett może spokojnym lotem zadokować w rozbitym niszczycielu i wykonać kolejne zlecenie...

Twórcy Wreckage byli tak pewni działania teorii przedstawionej we wstępie do niniejszej recenzji, że postanowili udowodnić czytelnikom, iż mogą zrobić komiks kompletnie o niczym, a rezultat dzięki Fettowi i tak będzie dobry. Co gorsza – udało im się.

Wreckage to komiks składający się w większej części w zasadzie tylko i wyłącznie z akcji. Nie dziwi to w żadnym razie, gdy weźmie się pod uwagę, kto jest scenarzystą zeszytu – obmyślanie zawiłych i skomplikowanych intryg nigdy nie było mocną stroną Rona Marza. Niemniej jednak trzeba przyznać, że jako twórca one-shotów sprawdza się świetnie. Wreckage ma wszystko, czego od takiego komiksu można oczekiwać. Jest sporo akcji, która, dzięki odpowiedniemu zabiegowi wywarcia presji czasu na łowcę nagród, wciąga i trzyma czytelnika w napięciu. Posiada nieskomplikowaną treść lub raczej nie jest nią przesycona – dzięki czemu nie ma zamieszania, a komiks czyta się komfortowo, bez wrażenia, że autorzy za wszelką cenę chcieli zmieścić dłuższą historię na trzydziestu dwóch stronach. Wreszcie otrzymujemy zakończenie z prostą, choć mocną pointą. Do tego dochodzi dobra kreacja Boby Fetta, przedstawionego jako milcząca (przez cały utwór mówi dwa zdania), bezwzględna maszyna do wykonywania powierzonych mu zadań.

W warstwie graficznej uwagę przykuwa oryginalne podejście do kolorystyki. W przeciwieństwie do kanonu w komiksach z udziałem Fetta, Michael Atiyeh pofolgował swojej wyobraźni, co tchnęło w plansze trochę więcej życia, dzięki zabawie z barwami i światłem. Sprawę zawaliła nieco pani rysownik – Adriana Melo. Estetyki jej kreski nie sposób postawić pod znakiem zapytania, problemów nie ma również z dynamizmem w kadrach, chociaż bez wątpienia bohaterowie w pozach statycznych prezentują się dużo lepiej. Wszystko to jednak zostaje przesłonięte przez wpadkę z końca zeszytu – mianowicie postać Arona Harcourta, który wygląda kropka w kropkę jak wielki moff Tarkin, co zmylić może nawet uważnych czytelników. Bądź co bądź Brazylijka dawała już próbki swojej twórczości w komiksach gwiezdnowojennych i wydawało się, że potrafi poświęcić swojej pracy wystarczająco dużo uwagi, by takie kwiatki się nie pojawiały. Na uznanie zasługuje również świetna okładka autorstwa Tommy'ego Lee Edwardsa.

Na samej górze wspomnianej okładki widnieje fraza "Boba Fett – czy musimy coś więcej dodawać?". Nie, najwidoczniej nie. Wreckage udowadnia, że Boba Fett i nieco akcji to, przynajmniej do czasu, pewna recepta na dobrego one-shota.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
7.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Star Wars: Empire #28. Wreckage
Scenariusz: Ron Marz
Rysunki: Adriana Melo
Kolory: Michael Atiyeh
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania oryginału: 29 grudnia 2004
Liczba stron: 32
Okładka: miękka
Druk: kolorowy
Cena: 2,99 USD



Czytaj również

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.