Jedi #4. Dooku
Klasa w drugim planie doszła do głosu
Autor: Grzesiek 'SethBahl' Adach
Redakcja: Wojciech 'Wojteq' PopekDooku to jedna z postaci o największych potencjałach w prequelach. Wielu mówi, że drugoplanowy "Sith z klasą" powinien odegrać w filmach większą rolę, choć należy przyznać, że jest to powodowane w niemałej części grą Christophera Lee. Jak się okazuje jednak, hrabia Dooku ma wybitnego wręcz pecha, jeśli chodzi o jego miejsce w sadze.
To właśnie Lord Tyranus jest tytułową i zarazem główną postacią komiksu – lub raczej powinien być, gdyż w ostatecznym rozrachunku Jedi. Count Dooku okazuje się w równym stopniu zeszytem o Quinlanie Vosie. Ten zaś stara się przypodobać hrabiemu, by uzyskać dostęp do planów separatystów, które z kolei, jak na dobrego szpiega przystało, przekazać ma Republice. Konkurs "kto kogo przechytrzy" został rozpoczęty.
Klasa i elegancja to z pewnością jedne z naczelnych cech filmowego hrabiego Dooku i Johnowi Ostranderowi udało się je przenieść na nośnik powieści graficznej niemal bezbłędnie. Postać zbuntowanego Jedi generuje wokół siebie także specyficzny, prequelowy klimat, a zastosowane zabiegi odwołujące się do innych elementów sagi (np. wejście hrabiego wzorowane ewidentnie na wejściu Vadera w Nowej nadziei) tylko potęgują to wrażenie. Niejeden czytelnik jednak spodziewał się, iż dowiemy się czegoś z przeszłości Dooku, tym czasem czwarta część serii Jedi okazała się być raczej nawiązaniem do innych równolegle wydawanych serii (znów), bezpośrednią kontynuacją Republic #54 (znów) i w sporej części opisem perypetii mistrza Vosa (znów).
Mimo wszystko fabuła jest interesująca, choć nie zaskakuje przesadnie. Wprawdzie rozmiar komiksu względem "regularnych" zeszytów jest podwojony, Ostranderowi udaje się nie zmarnować w zasadzie żadnej z 40 stron, a lektura nie dłuży się przesadnie. Jest to spowodowane odpowiednim balansem scen akcji i fragmentów skupionych bardziej na postaciach i dialogach. Mimo wszystko z kilku oklepanych motywów można by zrezygnować – przykładowo mroczni władający Mocą followerzy wielokrotnie pojawiali się w licznych grach wideo i większości osób się już chyba mocno przejedli.
Warstwą graficzną zajęła się, tak jak w pozostałych trzech częściach Jedi, Jan Duursema i zazwyczaj na takim zdaniu można by opis tego elementu zakończyć. Nie tym razem jednak. Oczywiście, nikt z gwiezdnowojennych rysowników nie potrafi tak fantastycznie jak Duursema odwzorowywać filmowych postaci, jednak mimo iż Dooku wygląda niemal dokładnie tak jak Christopher Lee rysowniczka ma momentami tendencję do "przeginania" i niektóre demoniczne miny hrabiego zakrawają na komizm; Quinlan Vos natomiast ma "swoje" problemy, jako że w niektórych kadrach zachwiały mu się proporcje. Reszta jest bez zarzutu, szczególnie jeśli chodzi o pełne dynamizmu sceny pojedynków. Brad Anderson (kolorysta) również spisał się na medal.
Mimo wszystko po lekturze czwartej części Jedi mam pewien niedosyt. Uczucie to jest tym bardziej irytujące, że nie bardzo mogę określić jego przyczynę. Tymczasowo zrzucę je na barki niewielkiej ilości wyjawionych "tajemnic Dooku", choć równie dobrze może to być wina poziomu narzuconego przez ultrakilmatyczny Jedi. Aayla Secura. W każdym razie, z uwagi na tok fabuły i sprawy jakie porusza, ten epizod jest niezbędnym dla każdego, kto zabiera się (lub jest w trakcie) za lekturę Star Wars Republic.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
To właśnie Lord Tyranus jest tytułową i zarazem główną postacią komiksu – lub raczej powinien być, gdyż w ostatecznym rozrachunku Jedi. Count Dooku okazuje się w równym stopniu zeszytem o Quinlanie Vosie. Ten zaś stara się przypodobać hrabiemu, by uzyskać dostęp do planów separatystów, które z kolei, jak na dobrego szpiega przystało, przekazać ma Republice. Konkurs "kto kogo przechytrzy" został rozpoczęty.
Klasa i elegancja to z pewnością jedne z naczelnych cech filmowego hrabiego Dooku i Johnowi Ostranderowi udało się je przenieść na nośnik powieści graficznej niemal bezbłędnie. Postać zbuntowanego Jedi generuje wokół siebie także specyficzny, prequelowy klimat, a zastosowane zabiegi odwołujące się do innych elementów sagi (np. wejście hrabiego wzorowane ewidentnie na wejściu Vadera w Nowej nadziei) tylko potęgują to wrażenie. Niejeden czytelnik jednak spodziewał się, iż dowiemy się czegoś z przeszłości Dooku, tym czasem czwarta część serii Jedi okazała się być raczej nawiązaniem do innych równolegle wydawanych serii (znów), bezpośrednią kontynuacją Republic #54 (znów) i w sporej części opisem perypetii mistrza Vosa (znów).
Mimo wszystko fabuła jest interesująca, choć nie zaskakuje przesadnie. Wprawdzie rozmiar komiksu względem "regularnych" zeszytów jest podwojony, Ostranderowi udaje się nie zmarnować w zasadzie żadnej z 40 stron, a lektura nie dłuży się przesadnie. Jest to spowodowane odpowiednim balansem scen akcji i fragmentów skupionych bardziej na postaciach i dialogach. Mimo wszystko z kilku oklepanych motywów można by zrezygnować – przykładowo mroczni władający Mocą followerzy wielokrotnie pojawiali się w licznych grach wideo i większości osób się już chyba mocno przejedli.
Warstwą graficzną zajęła się, tak jak w pozostałych trzech częściach Jedi, Jan Duursema i zazwyczaj na takim zdaniu można by opis tego elementu zakończyć. Nie tym razem jednak. Oczywiście, nikt z gwiezdnowojennych rysowników nie potrafi tak fantastycznie jak Duursema odwzorowywać filmowych postaci, jednak mimo iż Dooku wygląda niemal dokładnie tak jak Christopher Lee rysowniczka ma momentami tendencję do "przeginania" i niektóre demoniczne miny hrabiego zakrawają na komizm; Quinlan Vos natomiast ma "swoje" problemy, jako że w niektórych kadrach zachwiały mu się proporcje. Reszta jest bez zarzutu, szczególnie jeśli chodzi o pełne dynamizmu sceny pojedynków. Brad Anderson (kolorysta) również spisał się na medal.
Mimo wszystko po lekturze czwartej części Jedi mam pewien niedosyt. Uczucie to jest tym bardziej irytujące, że nie bardzo mogę określić jego przyczynę. Tymczasowo zrzucę je na barki niewielkiej ilości wyjawionych "tajemnic Dooku", choć równie dobrze może to być wina poziomu narzuconego przez ultrakilmatyczny Jedi. Aayla Secura. W każdym razie, z uwagi na tok fabuły i sprawy jakie porusza, ten epizod jest niezbędnym dla każdego, kto zabiera się (lub jest w trakcie) za lekturę Star Wars Republic.
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Star Wars: Jedi. Dooku
Scenariusz: John Ostrander
Rysunki: Jan Duursema
Kolory: Brad Anderson
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania oryginału: 3 grudnia 2003
Liczba stron: 48
Okładka: miękka
Druk: kolorowy
Cena: 4,99 USD
Scenariusz: John Ostrander
Rysunki: Jan Duursema
Kolory: Brad Anderson
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania oryginału: 3 grudnia 2003
Liczba stron: 48
Okładka: miękka
Druk: kolorowy
Cena: 4,99 USD