» Literatura » Albumy » Jedi vs. Sith: The Essential Guide to the Force

Jedi vs. Sith: The Essential Guide to the Force

Jedi vs. Sith: The Essential Guide to the Force
Disclaimer: Poniższy tekst zawiera szczegóły dotyczące fabuły i zakończenia utworów z serii Dziedzictwo Mocy.

Zgodnie z nieśmiertelną definicją Obi-Wana Kenobiego, Moc "otacza nas, przenika i scala galaktykę". Nieliczni szczęśliwcy, którzy otrzymali dar władania tą niezwykłą potęgą przez milenia zgłębiali jej sekrety, pragnąć wykorzystać jej pełen potencjał – jedni stawali w świetle jej potęgi, gdy inni dawali się skorumpować jej mrocznym pokusom. Tak oto narodzili się Jedi i Sithowie. Pierwsi utrwalali pokój w galaktyce, drudzy zaś dążyli do jej podbicia i opanowania...

"Mistrzyni Jedi Mara Jade Skywalker nie żyje" – tymi słowami rozpoczyna się gwiezdnowojenny "niezbędny" przewodnik po Mocy ("The Essential Guide to the Force"), czyli pierwsza tego typu książka od czasu wydania w 2001 roku przewodnika po rasach obcych, nie licząc rzecz jasna edycji poprawionych. Nie przypadkiem przytaczam tu ten cytat, gdyż śmierć słynnej żony Luke’a Skywalkera to punkt zwrotny cyklu Dziedzictwo Mocy i zarazem pretekst, dla którego stworzono Jedi vs. Sith, dzieła istniejącego zarówno w ziemskim, jak i naszym ukochanym uniwersum. Idąc bowiem drogą utartą przez poprzednie przewodniki, Jedi vs. Sith zostało napisane w konwencji in-universowej, czyli z punktu widzenia osoby żyjącej w galaktyce Star Wars, a uściślając mistrzyni Jedi Tionne Solusar. Dzięki temu prostemu zabiegowi zawartość książki reprezentuje wiedzę posiadaną przez Nowy Zakon Jedi w roku 40 ABY, tuż po odnalezieniu Wielkiego Holokronu i wspomnianym zabójstwie Mary Jade, ale jeszcze długo przed odkryciem, że za jej śmierć odpowiada Darth Caedus.

We wstępie Tionne Solusar, służąca Zakonowi jako archiwistka, wyjaśnia czytelnikom – w domyśle mają to być rycerze Jedi – że książka powstała po to, aby w jednym miejscu pokrótce nakreślić dzieje Jedi i Sithów oraz zaprezentować pewne aspekty Mocy i tym samym zrealizować założenie jednej z linijek Kodeksu Jedi: "Nie ma ignorancji; jest wiedza". Jedi vs. Sith oczywiście nie ogranicza się do tych trzech zagadnień; wewnątrz przedstawione są również informacje o mieczach świetlnych, rozmaitych technikach Mocy, Wybrańcu i pozostałych organizacjach Force-userów, jak Aing-Tii czy Fallanassi. Ponadto na samym końcu książki znajduje się krótkie posłowie dodane w 130 roku po Bitwie o Yavin przez Ellu Vas tuż po Trzeciej Czystce Jedi.

W dobie Internetu i największej tematycznej encyklopedii świata, Wookieepedii, napisanie czegoś, czego dobrze zorientowany w Star Wars fan jeszcze nie wie, zakrawa na cud. Celem przewodnika jest zebranie znanej już wiedzy, a nie tworzenie nowych faktów – i w tym sęk, bo jeżeli autor postawi na encyklopedyczne hasła, to z Wookieepedią sromotnie przegra. Wiedząc o tym, Ryden Windham postanowił ukazać informacje w całkiem nie-encyklopedycznej formie relacji, zwierzeń i pamiętników dziesiątek kanonicznych postaci, do których dopisuje się Tionne bądź też, rzadziej, ktoś inny. I tak na przykład o Wielkiej Wojnie Sithów opowiada Vodo-Siosk Baas, o bitwowięzi Jaina Solo, a o odkupieniu Ulica Qel-Dromy - Vima Sunrider. Efekt jest rewelacyjny, bo cóż jest oryginalniejszego niż takie choćby nagranie ucznia Jedi Danzigorro Pottsa, który na własne oczy widział Pierwszą Wielką Schizmę i Bitwę o Columus? Część relacji ogranicza się do prostego wymieniania faktów, w innych mamy do czynienia z przytaczaniem doświadczeń i zdarzeń z życia autora, jeszcze inne to swego rodzaju miniprzypowieści luźno nawiązujące do omawianego tematu – przyznam, że te ostatnie są zdecydowanie najciekawsze. Szczególnie utkwiły mi w pamięci słowa (wtedy jeszcze) mistrza Jedi Dooku o telekinezie. Sama technika Mocy stanowi jedynie tło dla krótkiej opowieści o pokonywaniu nakładanych przez nas samych brzemion.

Jedi vs. Sith to kwintesencja całego Expanded Universe. Żaden poprzedni przewodnik nie zawierał w sobie tak wielu danych, postaci, wydarzeń i pojęć, które zaistniały poza filmami. Ba, jest parę takich rzeczy, które pojawiły się wyłącznie w podręcznikach do RPG. Starczy rzec, że jeżeli w jakimś źródle – książce, komiksie, grze itp. – powstało coś, co dotyczyło Mocy, to prawdopodobnie można o tym przeczytać w Jedi vs. Sith, nawet jeśli to jedynie mało znacząca wzmianka. Na całe szczęście książka nie tylko przetwarza już znane informacje. Stara się także dawać odpowiedzi na pytania typu: dlaczego Sithowie preferują miecze świetlne o czerwonych ostrzach? Czy wygnani po Drugiej Wielkiej Schizmie Ciemni Jedi dysponowali mieczami świetlnymi? Czemu Yoda i ówcześni Jedi byli pewni, że "nowi" Sithowie powrócili do Zasady Dwóch? Podobnych pytań jest więcej, a odpowiedzi na nie, choć hipotetyczne, są całkiem wiarygodne.

Właśnie – hipotetyczne. Jednym z wielu plusów in-universowego punktu widzenia jest to, że nie trzeba zawsze dawać definitywnych odpowiedzi. Tu i ówdzie dopatrzymy się więc zdań w rodzaju "jeszcze nie udało nam się tego ustalić" tudzież "wydaje się, że wiedza na ten temat przepadła na zawsze". Raz, że zostawia to otwartą furtkę (właściwie: bramę) na pojawienie się kolejnych wydarzeń, których w miarę rozwoju EU przecież nie ubędzie; dwa, że daje ładne usprawiedliwienie na popełnione przez Rydera Windhama błędy, gdyż, niestety, autor się ich nie ustrzegł. Trochę irytuje, że większość z nich dotyczy okresu Knights of the Old Republic. W książce mamy na przykład podwójną chronologiczną pomyłkę: w jednym miejscu autor pisze, że Wojna Domowa Jedi rozpoczęła się w 3961 BBY, a w drugim, że w 3958 BBY, gdy w rzeczywistości konflikt ten wybuchł w 3959 BBY; gdzie indziej mistrz Jedi Vandar Tokare staje się nagle Vandarem Dokar. Zarazem niepokoi i intryguje natomiast to, że nigdzie nie odnotowano Pierwszej Czystki Jedi (3954-51 BBY). Niepokoi, bo to bądź co bądź niezwykle ważne wydarzenie. Intryguje, bo istnieje prawdopodobieństwo, że ten szczególny okres doczeka się nieco większego dopracowania w nieodległej przyszłości – może w trzeciej części KotORa? Ech, te marzenia...

Z punktu widzenia fanów zafascynowanych Ciemną Stroną Mocy najbardziej interesującym rozdziałem będzie ten dotyczący Sithów. Co prawda wstęp napisała jak zwykle żona Kama Solusara, ale dalej narratorem i "dostarczycielem wiedzy" staje się sam Palpatine, który przemawia do słuchaczy z Telosiańskiego Holokronu na spółkę z takimi tuzami jak Ajunta Pall, Darth Revan, czy Darth Bane. Sithowie przedstawieni przez samych siebie, Mrocznych Lordów i ich sługi, to pomysł, który naprawdę wypalił w Jedi vs. Sith, nadając przewodnikowi unikatowego charakteru.

Z największą obawą podchodziłem do lektury ostatniej części książki, czyli studium na temat Wybrańca Mocy. Pomyślałem sobie "No nie! Znowu ten Anakin, ileż można?" i nastawiłem się negatywnie. Okazało się, że moje lęki były bezpodstawne. Jedi z czasów Dziedzictwa Mocy wiedzieli o pierwszym Skywalkerze mało – zdecydowana większość tekstów w tym rozdziale pochodzi z ust Leii Organy Solo i nielicznych zachowanych relacji osób takich jak Ki-Adi-Mundi czy Pooja Naberrie, które z przyszłym Vaderem zetknęły się raptem parę razy. Ukazanie Anakina Skywalkera oczami innych wypadło wyśmienicie (przede wszystkim nie doszło do przegadania), a sugestie, że ojciec Luke’a i Leii mógł nie być Wybrańcem tak dobrze umotywowane, że sam zacząłem się zastanawiać nad tą kwestią.

Jak dotąd ilustracje raczej nie były mocną stroną gwiezdnowojennych przewodników – jeżeli już prezentowały przyzwoity poziom, to były czarno białe. Na potrzeby Jedi vs. Sith powstało 120 grafik; jedną połowę stworzył Chris Trevas, zaś drugą Tommy Lee Edwards. Ich prace można podsumować dwoma słowami: wicemistrzostwo świata. Czemu nie mistrzostwo? Proszę czytać dalej.

Ponad setka obrazków odnosi się do Expanded Universe, ale nie to stanowi o ich sile. Trevas perfekcyjnie rysuje szczegóły i wyspecjalizował się w przedstawianiu postaci dokładnie tak, jak powinny wyglądać (co w przypadku bohaterów Nowej Ery Jedi oznacza upodobnienie ich do wizerunków z przecudnych japońskich okładek powieści). Bez trudu rozpoznamy Corrana Horna, Kypa Durrona, Jacena Solo, czy Kyle’a Katarna. Z tym ostatnim problemy ma niestety Edwards, którego kreska jest bardziej rozmazana, zbyt artystyczna i kolorystycznie uboższa, ale on z kolei świetnie ilustruje emocje na twarzach – w tym elemencie Trevas musi się jeszcze dokształcić – i grę świateł. Operowanie światłem, błyski, refleksy i tym podobne to niewątpliwie jego mocny punkt.

Co ciekawe obaj artyści nie popisali się przy mieczach świetlnych i mam tu na myśli głównie wygląd rękojeści, bo kolory kling, nie licząc dwóch, trzech wyjątków, trzymają się kanonu. W niektórych obrazkach zabrakło zwykłej konsekwencji. Revan Trevasa dzierży zupełnie inny miecz niż Revan Edwardsa; to samo tyczy się również Exara Kuna. Trafił się także jeden całkiem zabawny błąd. Tuż pod rozważaniami Tionne o tym, czy wygnani Ciemni Jedi posiadali miecze świetlne widnieje grafika, na której to stojący dumnie na planecie Ziost Ajunta Pall ma przypasaną... współczesną (!) wersję lightsabera. Cóż, zdarza się, prawda?

Najwyższy czas na podsumowanie. Spójrzmy na plusy. Skondensowanie wszystkich najważniejszych danych o użytkownikach Mocy i samej Mocy, narracja Tionne i Palpatine’a, wykorzystanie wielu, bardzo wielu zasobów EU, liczne sensowne retcony tudzież ukanonizowania dotychczas niepewnych historii, niemal doskonałe ilustracje. Minusy? Parę błędów natury chronologiczno-literówkowej, brak danych o Pierwszej Czystce Jedi i... za mało tekstu. Wielka szkoda, że Jedi vs. Sith nie jest dłuższe i jeszcze gęściej wypełnione grafikami. O tym nie wspomniałem, ale największa siła tego przewodnika tkwi w tym, że czyta się go z ogromną przyjemnością, tak ogromną, że żal mnie ogarnął, kiedy pomyślałem o przejrzeniu ostatniej stronicy.

Czy polecam tą książkę? Oczywiście! Czy warto ją mieć? No pewnie, że tak! Co więcej, Jedi vs. Sith należy się honorowe miejsce w biblioteczce każdego fana Star Wars. Jeśli tylko nie żal Ci wysupłać ze skarbonki blisko 80 złotych (za które otrzymujemy pięknie wydrukowaną książkę; kartki są bardzo miłe w dotyku) i znasz język angielski na poziomie zaawansowanym, a jesteś do tego entuzjastą Expanded Universe, jak ja – kupuj bez wahania. Wookieepedia nie umywa się do Jedi vs. Sith: The Essential Guide to the Force.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
10.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Star Wars. Jedi vs. Sith: The Essential Guide to the Force
Autor: Ryder Windham
Autor ilustracji: Chris Trevas, Tommy Lee Edwards
Wydawca: Del Rey
Data wydania: 27 listopada 2007
Liczba stron: 256
ISBN-10: 0-345-49334-6
ISBN-13: 978-0-345-49334-7
Oprawa: miękka
Seria: Star Wars
Cena: 24,95 USD



Czytaj również

Superman: Amerykański Obcy
Co czyni Supermana Supermanem?
- recenzja
Jedi vs. Sith
Komiksowe Star Wars tysiąc lat przed filmami
- recenzja
Star Wars Komiks #04 (4/2008)
Mrocznie jest
- recenzja

Komentarze


rincewind bpm
   
Ocena:
0
"Wookieepedia nie umywa się do Jedi vs. Sith: The Essential Guide to the Force."

Nie uwierzę dopóki nie zobaczę!

Muszę więc się zapoznać :) Ładna recka.
12-05-2008 19:56
SethBahl
   
Ocena:
0
Jak już wielokrotnie powtarzałem - Wookiepedia nie umywa się do niczego, ogólnie rzecz biorąc :>

Po prostu nie łapię idei poznawania wszechświata Gwiezdnych wojen z Wookie (co wiele osób czyni)...
12-05-2008 20:45

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.