» Recenzje » Knights of the Old Republic #13-15. Days of Fear

Knights of the Old Republic #13-15. Days of Fear


wersja do druku

Rozstań nadszedł czas

Redakcja: Wojciech 'Wojteq' Popek

Knights of the Old Republic #13-15. Days of Fear
Po mocnym uderzeniu w pierwszych zeszytach, seria Knigts of the Old Republic w jakiś sposób straciła na dynamizmie. Odpowiedzialny za scenariusz Jackson Miller zaczął wdawać się w coraz liczniejsze dygresje, co zaowocowało tym, że fabuła nie posunęła się zbyt daleko na przód w stosunku do pierwszych dwóch miniserii. W Days of Fear powraca jednak motyw Mandalorian, a ci zdają się być dla zwiastunem ponownego nadania tempa akcji komiksu.

Stało się zatem. Po kilkunastu odcinkach Knights of the Old Republic w towarzystwie pięknej (raz bardziej, a raz mniej, w zależności od rysownika) Jarael i jej kompana Campera, nadszedł czas się z dwójką arkanian rozstać, przynajmniej na czas jakiś. Gryph natomiast postanawia zarobić trochę grosza na polityczno-militarnym kryzysie Republiki. Zayne, jak łatwo zgadnąć, chcąc-nie chcąc szybko zostaje wciągnięty w ten misterny plan. Jednak zezowate szczęście cały czas ciągnie się za bohaterami i ostatecznie lądują znacznie bliżej frontu niż by sobie tego życzyli.

Miniseria składająca się z zeszytów 13-15 jest interesująca pod wieloma względami. Po pierwsze, z zapowiedzi wydawcy wynika, że czytelników czeka w najbliższych odcinkach ciekawa sekwencja tytułów – poczynając od strachu (Days of Fear), przez gniew, nienawiść, na cierpieniu skończywszy, autorzy zamierzają fabularnie nawiązać do popularnej wypowiedzi Yody z Mrocznego widma. Po wtóre, w Days of Fear pojawiają się postaci znane z KotOR w wersji komputerowej (i konsolowej) – Carth Onasi i Saul Karath.

Czy wprowadzenie obu panów do komiksu to posunięcie słuszne, każdy z graczy musi ocenić sam, faktem jednak jest, że to, jak zostali przedstawieni może wzbudzać kontrowersje. Przez całą długość Daze of Hale Onasi jakoś nie przypomina siebie, jeśli chodzi o aparycję. Co prawda w kolejnych zeszytach coraz bliżej mu do oryginału, ale to wciąż nie to. Różni się od "wersji" z gier video także mentalnie, co akurat jest pozytywne, gdyż fani tego okresu mają możliwość poznać porucznika, jakim był zanim stał się denerwującym frustratem z gry. Niemal zupełnie odwrotnie mają się sprawy w przypadku świeżo mianowanego admirała – Saula Karatha. Z jednej strony wygląda tak, jak można by tego oczekiwać, z drugiej zaś jego kreacja jest kompletnie chybiona. Cały dramatyzm sytuacji Cartha Onasiego z pierwszej części Knights of the Old Republic polegał na tym, że został zdradzony przez podziwianego bohatera wojennego, kogoś komu cała flota ufała i za kim skoczyłaby w przysłowiowy ogień. Jednym zdaniem czytelnicy powinni dostać postać, którą od razu mogli by polubić. Jak jednak można polubić szalejącego na mostku, spragnionego rzezi człowieka, którego sposób myślenia nie ma wiele wspólnego z logiką, o pojęcia w rodzaju sprawiedliwości nawet nie zahaczając.

Days of Fear to także kolejny punkt zwrotny jeśli chodzi o dynamizm akcji, która zwalniała stopniowo, aż do powrotu Mandalorian właśnie w tych trzech zeszytach. Rozstanie ze wspomnianymi arkanianami zrekompensowano dodaniem nowej, choć spełniającej zupełnie inną funkcję w komiksie, postaci – Trandoshanina Slysska, którego jednak dołączono do "drużyny" nieco na siłę, po raz kolejny w uniwersum Gwiezdnych wojen kserując motyw "długu życia" Chewbaccy.

Grafiką znów zajęli się duet Dustin Weaver – Brian Ching. Poza nieszczęsnym Onasim, na sportretowanie którego obaj panowie nie mieli jakiejś wyraźnej koncepcji, rysunki są estetyczne. Tyczy się to szczególnie Weavera, którego kreska nie jest sztuczna (jak często w przypadku Chinga), a postaci przez niego rysowane mają w sobie wiele ekspresji. Fantastycznie prezentują się również kadry o zabarwieniu militarnym – flota krążąca wokół Serocco wygląda potężnie i dostojnie, a sceny ataku Mandalorian tchną dramatyzmem i emocją. Bez zarzutu spisał się również kolorysta, Michael Atiyeh, ale on przyzwyczaił już czytelników do stałego, wysokiego poziomu.

Days of Fear to kolejne punkty in plus dla jednej z czołowych z aktualnie wydawanych gwiezdnowojennych serii komiksowych. Mimo pewnych przestojów w akcji, czytelnik nie będzie się nudził, a kilka wymienionych wyżej mankamentów nie rzutuje negatywnie na odbiór całości. Kto może niech czyta, czyta, czyta… bo jest co.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Knights of the Old Republic #11-12. Reunion
Czym KotOR jest naprawdę
- recenzja
Knights of the Old Republic #09. Homecoming
Powrót do korzeni
- recenzja
Knights of the Old Republic #01-06. Commencement
Dawno temu w bardzo odległej galaktyce...
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.