» Literatura » Książki » Spisek na Cestusie – Steven Barnes

Spisek na Cestusie – Steven Barnes


wersja do druku

Przerażający spisek

Redakcja: Wojciech 'Wojteq' Popek

Spisek na Cestusie – Steven Barnes
Wojny Klonów, wspomniane po raz pierwszy w rozmowie Luke’a z Obi-Wanem w Nowej nadziei, były nieustannie przedmiotem dociekań i zainteresowania fanów, tworząc wokół siebie otoczkę wielkiego konfliktu zbrojnego, który wciąż pozostawał wielką niewiadomą, ergo dawał olbrzymie pole do popisu wyobraźni i przyciągając uwagę jak magnes. Fala traktujących o nich książek, komiksów i gier wszelkiego typu jaka zalała rynek po premierze Ataku klonów dowiodła, że były również kolejnym fantastycznym posunięciem marketingowym Flanelowca. Jednym z przedstawicieli tej fali jest Spisek na Cestusie.

Wojna pomiędzy Republiką a Konfederacją Niezależnych Systemów trwa. Dwie armie – klonów po jednej i droidów po drugiej stronie – ścierają się na niezliczonej liczbie frontów. Jednak tym razem zagrożenie dla Republiki jest dużo poważniejsze. Na odległym świecie zwanym Cestus produkowani są Zabójcy Jedi – piekielnie szybkie, inteligentne, wrażliwe na Moc roboty, które mogą przechylić szalę zwycięstwa na stronę Separatystów. Dlatego też rycerz Jedi Obi-Wan Kenobi podejmuje się ciężkiego zadania – trzeba jak najszybciej wynegocjować wstrzymanie produkcji. Okazuje się jednak, że cała intryga to przerażający spisek...

Albo przynajmniej tak twierdzi autor, bo ja po lekturze książki wcale nie jestem o tym przekonany. Oczywiście nie sugeruję, że ów "przerażający spisek" umknął mojej uwadze, gdyż pan Steven Barnes przez niemal całą powieść z uporem maniaka przypomina o zbliżającym się jego nadejściu, jednak zawsze uważałem, że aby spisek można było określić mianem "przerażającego" (czy w ogóle mianem spisku) nie wystarczy wyjść na środek i oznajmić wszem i wobec "oto przerażający spisek". Trzeba usnuć niebanalną fabułę, przedstawić mglisty i zagadkowy obraz, by ostatecznie zaskoczyć czytelnika (że o przerażaniu kogokolwiek nie wspomnę). I w tym jakże krótkim akapicie zawarł się główny problem tej powieści – jest wymuszona, sztuczna, niedopracowana. Ale od początku.

Nad Republiką zawisło kolejne "mroczne widmo", tym razem w postaci śmiercionośnych, czułych na Moc robotów typu ZJ. Aby zażegnać konflikt, kanclerz Republiki wysyła niewielkie siły uderzeniowe na Ord Cestus, gdzie mieści się ich fabryka. I właśnie na tej planecie rozgrywa się znakomita większość akcji powieści. Sam Cestus to świat piaszczysty, acz nie pozbawiony gór i jezior, zamieszkały przez rdzennych (lecz pozostających już w mniejszości) owadopodobnych X’tingów oraz ludzi. Pomysł byłby bardzo dobry, gdyby tylko jego wykonanie było lepsze. Tymczasem dostajemy bardzo ogólny opis świata, który z jednej strony wydaje się ograniczony, z drugiej natomiast (kiedy akcja przenosi się do innych lokacji na planecie) niespójny. Widać wyraźnie, że pan Barnes nie zadał sobie specjalnego trudu, by opracować przemyślaną i ciekawą lokację – zamiast tego dostaliśmy mniej-więcej Geonosis z Ataku klonów, co jest kolejną porażką Spisku..., gdyż kalkowanie planet w tak szerokim i barwnym świecie, jakim jest uniwersum Gwiezdnych wojen, po prostu nie powinno mieć miejsca.

Głównym bohaterem powieści jest Obi-Wan Kenobi, który został oficjalnie wysłany z misją na Cestus. Oficjalnie, gdyż nieoficjalnie wraz z nim na planetę przybywa niewielki oddział uderzeniowy żołnierzy-klonów po wodzą Kita Fisto. Nareszcie, można by powiedzieć, gdyż Nautolanin, mimo iż jest postacią ciekawą, nie jest często wykorzystywany przez gwiezdnowojennych pisarzy. Obi-Wan, jako negocjator Republiki większość czasu spędza na konfrontacjach prawniczo-politycznych w siedzibie lokalnych władz. Pasuje tam bardzo dobrze, a autorowi zdecydowanie udało się uczynić jego przygody ciekawymi. Podobnie sprawy mają się z drugim Jedi i oddziałem klonów. Interakcje przybyszów z tubylcami oraz proces tworzenia wspólnych sił zbrojnych to na pewno nie coś, przy czym czytelnik będzie się nudził. Kolejnym duży plusem powieści jest motyw Jangotata. Podczas gdy inni używali klonów jako zwykłego mięsa armatniego w tle rycerzy Jedi, Steven Barnes postanowił odpowiedzieć na pytanie czy życie żołnierza Republiki ogranicza się do wykonywania rozkazów, czy klony powinny być postrzegane jako bezmózgie maszyny do zabijania. Miła odmiana, choć szczerze mówiąc i ten motyw nie wyszedł autorowi perfekcyjnie – miejscami opowieść staje się nieco naciągana, a tu i ówdzie możemy się natknąć na fabularne nieścisłości.

Jak w każdej powieści z serii Gwiezdnych wojen, tak i w tej bohaterowie natrafią na wrogie działania czarnych charakterów. W Spisku na Cestusie prym wśród nich wiedzie, ku radości sporej rzeszy fanów, Asajj Ventress – mroczna Jedi i uczennica Hrabiego Dooku. Nie należy jednak spodziewać się po niej wyszukanych kwestii, czy genialnych zagrywek taktycznych, ale to akurat nie jest winą braku umiejętności pisarskich autora. Asajj jest typowym pionkiem dla Lordów Sith – tak została przedstawiona w serialu Clone Wars i na taki obraz wykreował ją również Steven Barnes. Gdyby się przyjrzeć dokładniej, można się nawet dopatrzyć wysiłków z jego strony by wydobyć z niej nieco finezji, jednak... wyszło jak wyszło – nie każda postać w uniwersum Star Wars może być Kreią, więc najwyraźniej Asajj Ventress pozostała jedynie ciekawa prezencja.

Należy otwarcie powiedzieć, że język, jakim jest napisana powieść, nie należy do najbardziej wyszukanych, choć tragedii też nie ma. Barnes nie gubi się w fabule, która wraz z rozwojem dwa bądź trzy razy wykaże się nieoczekiwanym zwrotem akcji. Jest nawet spisek, choć śmiem twierdzić, że żadnego "przerażenia" czytelnik się w nim nie doszuka. Ogólnie wszystko sprawia wrażenie solidnej całości, dramat jednak zaczyna się dopiero później.

Pamiętam jak narzekałem podczas lektury Cieni Imperium, jednak to co Amber zrobił ze Spiskiem... przechodzi ludzkie pojęcie. Co bardziej sarkastyczni czytelnicy mogą stwierdzić, że ów "przerażający spisek" kryje się właśnie tutaj i nie dotyczy bynajmniej Cestusa, a Steve’a Barnesa. Pani Aleksandra Jagiełłowicz ma wyraźne problemy z pisaniem w języku polskim, co zakończyło się tym, iż Spisek... możemy przeczytać w tzw. "języku polskawym". Zawaliła także redakcja, w związku z czym czytelnik napotka tu i ówdzie radosne zdania bez sensu. Do tego wszystkiego dołożyła się korekta, co akurat nie jest nowością, gdyż niemal w każdej gwiezdnowojennej powieści można wyłapać kilka literówek. Tragedia...

Podsumowując – książka do tych z górnej półki zdecydowanie nie należy. Fabuła tworzy logiczną całość, choć prawdopodobnie zainteresuje jedynie fanów Gwiezdnych wojen, a "przerażającego spisku" (które to określenie nagminnie przewija się przez całą długość tak książki, jak i tej recenzji) można dopatrzyć się jedynie w sposobie, w jaki Amber wydał tę pozycję. W powieści występują ciekawe, dość rzadko spotykane w książkowej serii Star Wars postaci, a ich kreacja wypada nieźle. Zastrzeżenie można mieć jedynie do Kita Fisto, który - zwłaszcza w porównaniu z Obi-Wanem Kenobim - wypada po prostu słabo (a jest przecież mistrzem Jedi). Spisek na Centusie ma sporo zalet, jeszcze więcej wad i zdecydowanie nie jest książką wybitną, nawet jak na realia powieści z uniwersum Gwiezdnych wojen.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
5.5
Ocena recenzenta
5.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Spisek na Cestusie (The Cestus Deception)
Autor: Steven Barnes
Tłumaczenie: Aleksandra Jagiełowicz
Autor okładki: Steven D. Anderson
Wydawca: Amber
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 2004
Liczba stron: 376
Oprawa: miękka
Format: 123 x 190 mm
Seria wydawnicza: Star Wars
ISBN-10: 83-241-1914-0
Cena: 34,80 zł

Komentarze


Jedi Nadiru Radena
    Re.
Ocena:
0
Taka malutka uwaga:

"Pani Aleksandra Jagiełłowicz ma wyraźne problemy pisaniem" - czy nie zabrało tu gdzieś z?

Z recenzją się całkowicie zgadzam, choć ja sam wystawiłbym książce raczej 3/6, bo o ile wątek klonów jest ciekawy, to już reszta całkowicie zawodzi...
19-02-2007 15:48
SethBahl
   
Ocena:
0
"Pani Aleksandra Jagiełłowicz ma wyraźne problemy pisaniem" - czy nie zabrało tu gdzieś z?
-- Nosz... oczywiście zabrakło. Zjadło gdzieś. Już poprawione, dzięki.
19-02-2007 16:02
Martinus
   
Ocena:
0
Marudy!
Mi się książka ta naprawdę bardzo spodobała, i osobiście to bym jej dał z 4,5/6 :-p
A to głównie za sprawą klonów. To właśnie po tej książce stałem się ich wielkim fanem. Co prawda czytałem ją dawno, więc może te minusy jakoś już pozacierały mi się w pamięci, acz mimo wszystko u mnie to jest jedna z ciekawszych pozycji.
Postać Jangotata - no miodzio :D:D:D
Planeta faktycznie mierna, X'tingowie też nie zachwycali, ale dla mnie było to po prostu tło dla opowieści o klonach. Bo tak to widzę.

Ale za pejcz świetlny to bym najchętniej kogoś ubił... ;>
19-02-2007 22:23
SethBahl
   
Ocena:
0
A to głównie za sprawą klonów. To właśnie po tej książce stałem się ich wielkim fanem.
-- Drogi Martinusie, podchodzisz do klonów jak ja do postaci Bariss Offee - książka z jej udziałem ma modyfikator +2 do oceny na starcie :> (just joking, oczywiście)

acz mimo wszystko u mnie to jest jedna z ciekawszych pozycji.
-- Gdyż...? Bo przecież nie za to, że są tam klony...

Postać Jangotata - no miodzio :D:D:D
-- Poniekąd. Niewątpliwie pokazane przez Barnesa podejście jest oryginalne wśród powieści gwiezdnowojennych. Niemniej jednak całość nie jest dopracowana. Dając tu za przykład choćby niedostateczne podparcie przemian jakie zaszły w Nacie. Klony były podobno niemal "zaprogramowane" na wykonywanie rozkazów. Jakoś mnie nie przekonuje wyjaśnienie, że jakiś tam unit poznał babkę o nazwisku X i go olśniło. Nie oni jedni pracowali z cywilami azaliż ludźmi "z zewnątrz". Gdyby to było takie proste mielibyśmy masowe dezercje z republikańskich jednostek.

X'tingowie też nie zachwycali
-- Są zrobieni "na odwal się". Część z nich jest taka, część inna, część zmienia płeć, część nie, nic nie jest wyjaśnione...

ale dla mnie było to po prostu tło dla opowieści o klonach. Bo tak to widzę.
-- Powieść to całość, nie szkic "z grubsza". 4.5 Dostaje u mnie książka, która może się pochwalić nie tylko niebanalną fabułą, może oryginalnym podejściem, nie tylko dobrze skonstruowanymi głównymi postaciami, ale także ciekawymi i barwnymi lokacjami, przemyślanym kontekstem, dopracowanymi szczegółami w tle...

Ale za pejcz świetlny to bym najchętniej kogoś ubił... ;>
-- Pomysł samego pejcza nie jest taki zły. To świetlny powinno być nieco w cudzysłowie, bo nie bardzo jest tu korespondencja z mieczem świetlnym mimo podobieństwa semantycznego. A jak wiadomo, jeśli mówimy o czymś świetlnym w sadze, to najszybsza korelacja jest właśnie z mieczem. Ot oryginalny pomysł na broń. Choć nie twierdzę, że musi się wszystkim podobać.
19-02-2007 22:48
Martinus
   
Ocena:
0
podchodzisz do klonów jak ja do postaci Bariss Offee - książka z jej udziałem ma modyfikator +2 do oceny na starcie :> (just joking, oczywiście)
Ja tu "dżołku" nie widzę, patrząc, jak wysoko stoi u Ciebie MedStar2 :-p

Gdyż...? Bo przecież nie za to, że są tam klony...
Głównie dlatego, że są tam klony :-p Ale ogólnie, całokształt jej mi się spodobał. Wciągnęła mnie. Może wielki wyczyn to nie jest, ale dla mnie wystarczający. Poza tym, w sumie czytałem ją dość dawno, więc o konkrety teraz mi ciężko. Ale ogólnie, zmagania dyplomatyczne Obiego, to wszechobecne kombinatorstwo. Może nie jest to poziom, jaki prezentuje Zahn, ale wystarczający, aby mnie nie raził.

Co do Jangotata. Bo tu nie chce mi się cytować. To nie tylko historyjka. Po pierwsze, to wszak był ARC Trooper, a jako taki był w mniejszym stopniu zaprogramowany, niż zwykłe klony. Cieszył się większą swobodą, jeśli chodzi o możliwości podejmowania decyzji, analizowania rozkazów, i ogólnie zdolność do improwizatorstwa. A jako taki był już o krok od tego, co obserwowaliśmy w ksiażce. Poza tym, zdaje się, ARCTrooperów nie było aż tak wielu, stąd z całą pewnością stwierdzić nie możesz, że zaraz tak często pracowali z cywilami "z zewnątrz". Jako jednostki specjalistyczne raczej działali, niż się kontaktowali :-p

Dobra. No co do X'tingów się zgadzam w większość. Trochę jak dla mnie sklonowani Huttowie, jeśli chodzi o wiele cech. Nawet wygląd nie zachwyca :-p

Jeśli coś charakteryzuje się niebanalną fabułą, może oryginalnym podejściem, nie tylko dobrze skonstruowanymi głównymi postaciami, ale także ciekawymi i barwnymi lokacjami, przemyślanym kontekstem, dopracowanymi szczegółami w tle... To dla mnie to już pod 6/6 podchodzi.
A szkic po prostu to nie był. Fabuła była nawet dobra. Podejście oryginalne. Główne postacie - w porządku. Lokacje, może nie wszystkie były dobre, ale kilka było ciekawych. Trening klonów miałeś. Mi się podobały okolice. Co do samego Cestusa - SWU jest ogromne. Są mnogość różnorodnych planet. Ale i stąd możliwość wystąpienia podobnych. Wszak spośród miliardów planet muszą wystąpić takie, o podobnych warunkach i w ogóle, zwłaszcza, że dość mocnym ograniczeniem są warunki do życia. Więc jak dla mnie - to to może być.

Gdzieś tam, zdaje się, że jak Obie i Fista budowali ten pejcz, któryś zdaje się wspomniał, że działa to na podobnej zasadzie, miecz świetlny... Także... Sam rozumiesz... Dość mooocno to naciągane, nawet jak na realia SW.
P.S. Bronisz Barnes'a? ;>
19-02-2007 23:13
SethBahl
   
Ocena:
0
Ja tu "dżołku" nie widzę, patrząc, jak wysoko stoi u Ciebie MedStar2 :-p
-- MedStar I jest jeszcze wyżej oceniona. Wszystko starałem się możliwie dobrze uargumentować ;].

Głównie dlatego, że są tam klony :-p
-- No to ja mam wyższe wymagania wobec książek :>

Ale ogólnie, zmagania dyplomatyczne Obiego, to wszechobecne kombinatorstwo.
-- No zagrywki polityczne, to akurat pozytywny aspekt, co do tego sprzeczać się nie będę.

Może nie jest to poziom, jaki prezentuje Zahn
-- A Zahn dostał własnie 4.5 :>

Po pierwsze, to wszak był ARC Trooper
-- Był? Mi się zdawało, że on był z jakichś oddziałów zwiadowczych, nie z komandosów...

Cieszył się większą swobodą, jeśli chodzi o możliwości podejmowania decyzji, analizowania rozkazów, i ogólnie zdolność do improwizatorstwa. A jako taki był już o krok od tego, co obserwowaliśmy w ksiażce.
-- Nawet jeśli, to komandos, który spotyka pierwszą z brzegu babkę i zbiega z armii jest obrazkiem conajmniej niepokojącym i mało wiarygodnym. Szczególnie, gdyby owa babka była przypadkiem pracowała dla Separatystów... Ciężko mi sobie wyobrazić by republikańskie dowództwo pominęło taki "szczegół".

Inna sprawa, że sam pomysł Nate'a był niszczony też przez braki warsztatowe autora, którego stać było jedynie na zaserwowanie nam pojedynku między braćmi, z których jeden był niczym goliat, a drugi biedny, mniejszy, wolniejszy, słabszy i generalnie z góry skazany na porażkę. Mimo, że klony są identyczne... Bycie zasypywanym typowymi amerykańskimimdłymi już do bólu patentami, to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej.

"Arnold Schwarzenegger and Jean Claud Van Damme in the same crap you have seen over, and over, and over again..."
- Pablo Francisco (polecam gościa)


Poza tym, zdaje się, ARCTrooperów nie było aż tak wielu, stąd z całą pewnością stwierdzić nie możesz, że zaraz tak często pracowali z cywilami "z zewnątrz". Jako jednostki specjalistyczne raczej działali, niż się kontaktowali :-p
-- A cóż oni robią w Spisku... jak nie "działają"? Ot, rutynowa misja na wojnie. Zerknij do dylogii MedStar - nikt nie walczy pod kloszem.

To dla mnie to już pod 6/6 podchodzi.
-- Tak, Spisek... się nimi nie charakteryzuje - stąd 3.5/6

Fabuła była nawet dobra.
-- Co znaczy "nawet dobra"? W blurbie na tylnej okładce (a potem jak książka długa i szeroka) obiecywano mi "przerażający spisek". Do teraz się go doszukać nie mogę. Może jest za szafą? Może w szufladzie? A może pod dywanem? Bo napewno nie w Spisku na Cestusie. Fabuła leży w centralnym punkcie.

Główne postacie - w porządku.
-- Fisto - leży. Główni X'tingowie - niekonsekwentni, niedopracowani...

Lokacje, może nie wszystkie były dobre, ale kilka było ciekawych.
-- Nie, nie - pomysł na lokację jest ciekawy. Żeby lokacja była ciekawa, trzeba ją jeszcze odpowiednio opisać. Czytając powieść miałem wrażenie, że Cestus ma 5km kwadratowych powierzchni. Ja rozumiem, że Lucas preferuje monoklimatyczne planety, ale to co Barnes zrobił tak to już przegięcie. Z drugiej strony sam autor właściwie zerwał z koncepcją lucasową - mamy góry, mamy piaszczyste równiny, zielone doliny. Ale generalnie trochę kicha wyszła - kompletny brak pomysłu na realizację ciekawej koncepcji.

Trening klonów miałeś.
-- Miałem. Czy to jest powód żeby rąbnąć jej 6/6? Moim zdaniem nie.

SWU jest ogromne.
-- Wiemy, niedługo przejmiemy władze nad światem ;P (P, NMSP)

Co do samego Cestusa - SWU jest ogromne. Są mnogość różnorodnych planet. Ale i stąd możliwość wystąpienia podobnych. Wszak spośród miliardów planet muszą wystąpić takie, o podobnych warunkach i w ogóle, zwłaszcza, że dość mocnym ograniczeniem są warunki do życia.
-- Nie przeczę, że da się pomysł logicznie wybronić. Ale nie w tym sęk. Pytanie brzmi czy aby napewno kserowanie znanych już koncepcji wychodzi książce i czytelnikowi na dobre...

Gdzieś tam, zdaje się, że jak Obie i Fista budowali ten pejcz, któryś zdaje się wspomniał, że działa to na podobnej zasadzie, miecz świetlny...
-- Pejcz zakończony był długimi witkami (jak to pejcze), przez które puszczona była wiązka energii. Saber generuje świetlną wiązkę laserową, która trzyma się "sama przez się" (mówiąc bardzo oględnie), żadnych kijków (choćby bardzo cieniutkich) poza rękojeścią się nie doszukasz.

P.S. Bronisz Barnes'a? ;>
-- Nie bronię nikogo, mówię co myslę na podany temat. ;]
19-02-2007 23:54
Martinus
    Ehh... To jedeziemy dalej :-p
Ocena:
0
MedStar I jest jeszcze wyżej oceniona.
No mam nadzieję. Jedyneczka była w porządku. Gorzej z kontynuacją...

No to ja mam wyższe wymagania wobec książek
Ogólnie wymagania ja też. Piszę, czym mi zaplusowała ta akurat pozycja. Poza tym... To nie ja pisałem tego reckę, więc moje wymagania tutaj mogą być wyssane z palca :-p

Dobra, co do polityki zgoda. Uff, to brniemy dalej :-p

A Zahn dostał własnie 4.5
Nie czytałem Outbound Flight, więc o tej pozycji się nie wypowiem. Chodziło mi raczej o Trylogię Thrawna i dylogię Ręka Thrawna.

Nooo, a nie wiem jak to szło w tłumaczeniu, ale odniosłem wrażenienie, że to ARCi są. Właściwie tak mi z opisu wynikało. W każdym razie byli specjalnymi jednostaki, które mogły więcej. To fakt.

Och, czy A-98 zdezerterował? Przecież on właściwie to, co zrobił, zrobił dla dobra Republiki. Po prostu w wyniku zaistniałej sytuacji doszedł do wniosku, że aby ratować innych, musi poświęcić siebie. To raczej bohater, niż dezerter. Wiec o co Ci chodzi?
A co do babki. Czy rzeczywiście tylko ona maczała w tym palce? Przecież Jangotat prowadził też sporo rozmów filozoficznych z Jedi, zdaje się, że tam coś na kształt przyjaźni zaczynało się dziać. Do tego Ścieżka Jedi, jeśli dobrze pamiętam nazwę, i inne takie. I jeszcze babka. Powiedziałbym, że po prostu zaszło tu mnóstwo zbiegów okoliczności, w efekcie których dostaliśmy Jangotata. A żeby te specjalne jednostki były skuteczniejsze, podjęto ryzyko dania im więcej swobody. To było wliczone w koszty. Wszak każda decyzja jest obciążana konsekwencjami, i nie zawsze są one dobre. Wybrano tu po prostu mniejsze zło. A raczej większą korzyść.

A walka braci faktycznie była przegięta. Choć też niby zaserwowano nam tam wyjaśnienie i tego faktu. Zdaje się, że A-98 jakoś tak więcej, czy indywidualniej, przez co skuteczniej, chłonął nauki (także dotyczące walk, i będące też połączone z praktyką) Jedi.

Pablo Francisco (polecam gościa)
Znam :-p

Zerknij do dylogii MedStar - nikt nie walczy pod kloszem.
Zerknąłem do MedStara. Jakoś szczególnych kontaktów z ludźmi "z zewnątrz" się nie dopatrzyłem.

W blurbie na tylnej okładce (a potem jak książka długa i szeroka) obiecywano mi "przerażający spisek". Do teraz się go doszukać nie mogę. Może jest za szafą? Może w szufladzie? A może pod dywanem?
A, przepraszam bardzo, Tyś się w Gwiezdnych Wojnach spodziewał spisków jak Ludluma, czy Clancy'ego? To jest Star Wars. nie zapominaj o tym. I jak na te realia, spisek dosatłeś. Może nie był on tak "przerażający", jak to było trąbione, ale był. A że niezbyt utalentowanie przedstawiony, trudno. "Labirynt zła" też jako intrygi jest nawet dobry, ale sposób pisania... No, powiedzmy dyplomatycznie, że nie zachwyca.

Fisto - leży.
Och, Fisto szybko nawet w E3 legł. Ale tu, przynajmniej przez 3/4 książki, prowadzony był nieźle.

Główni X'tingowie - niekonsekwentni, niedopracowani.
Oni w ogóle byli mało konsekwentną rasą. Może właśnie tak mieli wyglądać? Wszak wiesz, przedstawicielom jednej rasy (jak Tobie - de facto człowiekowi) ciężko jest zrozumieć inne. Takie jest życie. I takie przypadki w SW są normalne. Sam Thrawn, geniusz, musiał poświęcić dużo czasu na badanie sztuki, żeby pojąć mniejwięcej choć trochę sposób myślenia wroga. A że i on się mylił...

-Trening klonów miałeś.
-- Miałem. Czy to jest powód żeby rąbnąć jej 6/6? Moim zdaniem nie.

Moim też nie. Mówię tylko o 4,5/6 wszak.
A wspominając o treningu, chodziło mi o lokację, mimo iż cały był super :-p

Wiemy, niedługo przejmiemy władze nad światem ;P (P, NMSP)
a tego po prostu nie złapałem :-p Może to późna godzina? Albo po prostu jestem niewtajemniczony...

Pytanie brzmi czy aby na pewno kserowanie znanych już koncepcji wychodzi książce i czytelnikowi na dobre...
Wiesz, teraz, żeby strzelić jakąś nową, oryginalną planetkę, jest już strasznie trudno. Choćby nie wiem co, zawsze znajdzie się coś, o co można by się przyczepić, że kserowanie i w ogóle. Albo po prostu będzie "niedopracowane, monotonne". I bądź tu człowieku mądry.

Co do pejcza. Nie pamiętam dokładnie. Mówiłem, że dawno czytałem. Ale nie spodobał mi się. Po prostu :-p
20-02-2007 00:37
SethBahl
   
Ocena:
0
Ogólnie wymagania ja też. Piszę, czym mi zaplusowała ta akurat pozycja. Poza tym... To nie ja pisałem tego reckę, więc moje wymagania tutaj mogą być wyssane z palca :-p
-- Myślę, że wymagania wobec powieści może, ba! - powinien mieć każdy. Niezależnie czy jest publicystą, recenzentem, studentem czy hydraulikiem. To co się liczy to to, że jest czytelnikiem, ergo: oczekuje od książki określonego poziomu. Czego oczekuję ja, napisałem.

Nie czytałem Outbound Flight, więc o tej pozycji się nie wypowiem. Chodziło mi raczej o Trylogię Thrawna i dylogię Ręka Thrawna.
-- Ale nie wiem co to ma do rzeczy. Dobra książka - 5/6, marna książka - 3/6. Simple as that.

Nooo, a nie wiem jak to szło w tłumaczeniu, ale odniosłem wrażenienie, że to ARCi są.
-- Szukałem, szukałem, szukałem... i wreszcie znalazłem. Faktycznie, ARC Troopers. Tak to jest jak się zwykle nie czyta książek w wydaniach PL..

Och, czy A-98 zdezerterował? Przecież on właściwie to, co zrobił, zrobił dla dobra Republiki.
-- Znaczy urlop i romans w wiosce dla dobra Galaktyki? Hm... ciekawy punkt widzenia ;). No ale faktycznie, od nawiania z armii dzielił go włos :> Włos tego, kto skontaktował się z Pustynnym Wiatrem (motyw nie jest wyjaśniony, jedynie wspomniany).

A co do babki. Czy rzeczywiście tylko ona maczała w tym palce? Przecież Jangotat prowadził też sporo rozmów filozoficznych z Jedi
-- Usiłujesz mi wmówić, że to Jedi go do tego namówili? :>

Do tego Ścieżka Jedi, jeśli dobrze pamiętam nazwę, i inne takie.
-- Ehm... ale co to ma do rzeczy? To była umiejętność stricte bojowa.

I jeszcze babka. Powiedziałbym, że po prostu zaszło tu mnóstwo zbiegów okoliczności, w efekcie których dostaliśmy Jangotata.
-- A ja powiedziałbym, że nastąpiło tu sporo niekoniecznie zbiegów okoliczności w efekcie których dostaliśmy marną powieść :>

A walka braci faktycznie była przegięta. Choć też niby zaserwowano nam tam wyjaśnienie i tego faktu. Zdaje się, że A-98 jakoś tak więcej, czy indywidualniej, przez co skuteczniej, chłonął nauki (także dotyczące walk, i będące też połączone z praktyką) Jedi.
-- Nawet jeśli coś jest logiczne (a to nie jest, bo nawet to co napisałeś jest mętne i mocno naciągane) nie znaczy że jest to dobry motyw, czyniący książkę interesującą. Jak mówiłem - płytki, oklepany w jakże "ambitnym" amerykańskim kinie akcji chwyt.

Zerknąłem do MedStara. Jakoś szczególnych kontaktów z ludźmi "z zewnątrz" się nie dopatrzyłem.
-- To zerknij jeszcze raz i zerkaj aż do skutku, bo tak się składa, że owa dylogia opowiada o kontaktach "cywilów" z klonami i wojną. Jest tam fragment o klonie C-ileśtam, który stracił "brata" (i to jest dobrze użyty i osadzony w świecie SW motyw przyjaźni z pola bitwy).

A, przepraszam bardzo, Tyś się w Gwiezdnych Wojnach spodziewał spisków jak Ludluma, czy Clancy'ego?
-- A przepraszam, w związku z tym że jest to powieść SW mam jej z marszu wystakić 5/6? Nie, to książka. Książka ma fabułę, lokacje, postaci. Ta winna mieć spisek. Nie ma. Jeśli książka jest marna, dostaje 3/6. Jeśli książki SW będą marne, będą dostawać 3/6. A i tak spojrzenie jest nieco lżejsze, bo jako fan Gwiezdnych Wojen doceniam fragmenty i motywy, jakie dla innych są nieistotne.

Może nie był on tak "przerażający", jak to było trąbione, ale był.
-- Gdzie był? Cały ten spisek ograniczył się chyba do tego, że wyszła na środek Ventress i rzekła mniej-więcej "Ha-ha-ha! Zniszczę was!" bąkając przy okazji coś o planach Hrabiego Dooku, co było opisane i napisane w taki sposób, że nie zdołało zapaść mi w pamięć. Dużo lepszy "spisek" widziałem w Nadchodzącej burzy.

A że niezbyt utalentowanie przedstawiony, trudno.
-- I właśnie stąd taka, a nie inna ocena produktu. Nie oceniam wysoko czegoś coś jest marnie przedstawione (i nieprzemyślane).

Och, Fisto szybko nawet w E3 legł.
-- Nie oceniam wczynów Fista w E3, tylko produkt pt. Spisek na Cestusie.

Ale tu, przynajmniej przez 3/4 książki, prowadzony był nieźle.
-- Przy Obi-Wanie wypada słabo, co oznacza, że autor nie zadał sobie trudu, aby przemyśleć kreację jednej bądź drugiej postaci. Albo nawet obu.

Oni w ogóle byli mało konsekwentną rasą. Może właśnie tak mieli wyglądać? Wszak wiesz, przedstawicielom jednej rasy (jak Tobie - de facto człowiekowi) ciężko jest zrozumieć inne. Takie jest życie. I takie przypadki w SW są normalne.
-- Przeczytaj jeszcze raz to wyżej i zobacz jakie bzdury wypisujesz :P. Dorabianie ideologii do braków warsztatowych piszarzy gwiezdnowojennych to nie moja działka. Tyle na ten temat.

Moim też nie. Mówię tylko o 4,5/6 wszak.
-- Powtarzałem dziesiątki raz, powtórzę raz jeszcze - nie podoba się ocena - druknij sobie artykuł, skreśl, napisz własną. O ocenach nie dyskutuję. Dyskutuję o argumentach. A uważam, że swój osąd umotywowałem wystarczająco.

a tego po prostu nie złapałem :-p Może to późna godzina? Albo po prostu jestem niewtajemniczony...
-- Spójrz na logo strony, na której to piszesz, tam u góry. A potem skróć do akronimu ;].

Wiesz, teraz, żeby strzelić jakąś nową, oryginalną planetkę, jest już strasznie trudno./i]
-- Nie każdy musi być artystą. Jest na świecie masa innych przyjemnych lub dochodowych zawodów.

[i]I bądź tu człowieku mądry.

-- Nie, rób człowieku to za co się zabierasz porządnie.
20-02-2007 15:01
Martinus
   
Ocena:
0
Niezależnie czy jest publicystą, recenzentem, studentem czy hydraulikiem. To co się liczy to to, że jest czytelnikiem, ergo: oczekuje od książki określonego poziomu. Czego oczekuję ja, napisałem.
Dobra. Inaczej. Wymagania ma każdy. To logiczne. I gusta też są różne. Stąd różnica w opiniach. Otóż książka ta trafiła w mój gust. A jako, że nie jestem jej recenzentem, nie muszę się zastanawiać, za co.

Dobra książka - 5/6, marna książka - 3/6
Dla mnie marna książka to 1/6, max 2. Swoja drogą teraz tyle bym dał ostatniemu tomowi przygód Landa.

Faktycznie, ARC Troopers.
HA! :D Miałem rację :D:D:D A już wątpiłem :-p

Znaczy urlop i romans w wiosce dla dobra Galaktyki? Hm... ciekawy punkt widzenia
Zacznę od tego. Czytałem to daaawno. Właściwie to zaraz po premierze. Więc sporej ilości wątków nie pamiętam, ale bardzo się pomylę, jeśli stwierdzę, że tam gdzieś pod koniec Jangotat uratował ekipie tyłki? ;>

Usiłujesz mi wmówić, że to Jedi go do tego namówili? :>
Nie. Chodzi mi o to, że kontakt z nimi, obcowanie, słuchanie, dyskusje, treningi, mogły w efekcie przyczynić się do zmian, jakie zaszły w tym klonie. A te zmiany znowuż, skłoniły go do refleksji, gdyż zaczął postrzegać świat inaczej, niż przed tą misją.

To była umiejętność stricte bojowa.
To, samo w sobie możliwe, acz u Jedi wszędzie można doszukać się filozofii. W każdym razie Jangotat nie ograniczał się do tego tylko. Znaczy, nie tylko do bojowości. Dostał wszak kilka impulsów, które skłoniły go do refleksji na temat swojego życia.

Jest tam fragment o klonie C-ileśtam, który stracił "brata" (i to jest dobrze użyty i osadzony w świecie SW motyw przyjaźni z pola bitwy).
Jest. Fragment. Jeden. I to nawet na jego przykładzie można zobaczyć, że klony raczej unikały kontaktów z ludźmi z zewnątrz, poza obowiązkami. Wszak zdawali sobie sprawę, że generalnie większość istot postrzega je jako zwykłe mięcho armatnie. I dlatego historia ta miała stanowić swego rodzaju fenomen, i nawet, jeśli się nie mylę, zostało to odpowiednio podkreślone. Wszak był to przełom w postrzeganiu klonów przez Barissę, i to głównie za sprawą tego, że korzystała z Mocy. A jak wiemy niewiele istot w galaktyce to potrafiło.

Cały ten spisek ograniczył się chyba do tego, że wyszła na środek Ventress i rzekła mniej-więcej "Ha-ha-ha! Zniszczę was!" bąkając przy okazji coś o planach Hrabiego Dooku, co było opisane i napisane w taki sposób, że nie zdołało zapaść mi w pamięć.
Miały być Roboty Bojowe korzystające z Mocy? Miały? Co się okazało? Że była to pułapka Hrabiego Dooku. Spisek. Przeciwko Jedi. I, skoro spodziewałeś się czego innego, był w tym element zaskoczenia :-p

Nie oceniam wczynów Fista w E3, tylko produkt pt. Spisek na Cestusie.
Cóż, zniknął tu iście w cieniu Obiego, to fakt, ale Kenobi jest postacią znaczącą pod kątem całej sagi, a Fisto? To z założenia tło. I jako taki bohater został tu dobrze przedstawiony. I walczyc potrafił, i miał jakąś osobowość, charakter. No, ja go tu w każdym razie widziałem.

Spójrz na logo strony, na której to piszesz, tam u góry. A potem skróć do akronimu ;].
Godzina już nie późna, a ja wciąż nie kumam... (P, NMSP) - nigdzie tego nie widzę...
20-02-2007 20:25
SethBahl
   
Ocena:
0
Dobra. Inaczej. Wymagania ma każdy. To logiczne. I gusta też są różne.
-- Czekaj no, pod którymś blogiem była zdaje się fajna dyskusja na ten temat... niech poszukam... o, TU.

A jako, że nie jestem jej recenzentem, nie muszę się zastanawiać, za co.
-- Recenzja to wypowiedź na jakiś temat. Tak jak każda inna (w tym komentarz pod nią) Dobry obyczaj wymaga, by swoje wypowiedzi na dany temat odpowiednio argumentować. Szczególnie jak flejmujesz z recenzentem :>

ale bardzo się pomylę, jeśli stwierdzę, że tam gdzieś pod koniec Jangotat uratował ekipie tyłki? ;>
-- A i owszem, uratował, w końcu to amerykańska powieść, right? Jak już go ściągnięto do jednostki :>.

A te zmiany znowuż, skłoniły go do refleksji, gdyż zaczął postrzegać świat inaczej, niż przed tą misją.
-- To możliwe. A biorąc pod uwagę jak skorzy i chętni byli Jedi do rozmów z klonami, Nate nie jest/nie powinien być jedynym...

To, samo w sobie możliwe, acz u Jedi wszędzie można doszukać się filozofii. W każdym razie Jangotat nie ograniczał się do tego tylko.
-- No, gdyby się ograniczał to nie mówilibyśmy o kiepskiej fabule tylko niemal o braku fabuły :> Albo o sztampie jakiej jeszcze świat nie widział :>

Jest. Fragment. Jeden. I to nawet na jego przykładzie można zobaczyć, że klony raczej unikały kontaktów z ludźmi z zewnątrz
-- Nie wiem czy mówienie o kimś kto jest kompletny w zaledwie 2/3, że unika kontaktów z otoczeniem to trafny pomysł :>

Wszak zdawali sobie sprawę, że generalnie większość istot postrzega je jako zwykłe mięcho armatnie. I dlatego historia ta miała stanowić swego rodzaju fenomen, i nawet, jeśli się nie mylę, zostało to odpowiednio podkreślone.
-- Nie, sprawa dotyczyła percepcji świata przez głównego bohatera. Błędnej percepcji i szeregu konsekwencji z nią i jej odwróceniem związanych.

Miały być Roboty Bojowe korzystające z Mocy?
-- Ach, prawda, kompletnie o tym zapomniałem. Niniejszym przyznaję temu pomysłowi tytuł kretyństwa miesiąca :> To już trzeba być wybitnie opornym na klimat SW, żeby zignorować nawet interwencję Flenelowca w tej materii...

Miały? Co się okazało? Że była to pułapka Hrabiego Dooku. Spisek. Przeciwko Jedi.
-- W takim razie FanFilm Krypta jest równie przerażającym spiskiem ;]. BTW takiej rzeczy się nie nazywa spiskiem, tylko blefem ;].

Cóż, zniknął tu iście w cieniu Obiego, to fakt, ale Kenobi jest postacią znaczącą pod kątem całej sagi, a Fisto? To z założenia tło. I jako taki bohater został tu dobrze przedstawiony.
-- Jest mistrzem Jedi. To jak został przedstawiony w konfrontacji z rycerzem Jedi świadczy o niespójności świata.

Godzina już nie późna, a ja wciąż nie kumam... (P, NMSP) - nigdzie tego nie widzę...
-- Ach o akronim Ci chodzi. A używaj czasem Googla, co?
20-02-2007 21:15
Martinus
   
Ocena:
0
Czekaj no, pod którymś blogiem była zdaje się fajna dyskusja na ten temat... niech poszukam... o, TU.
Jeśli myślisz, że będzie mi się chciało przez to przebijać, to jesteś w błędzie :-p

Dobry obyczaj wymaga, by swoje wypowiedzi na dany temat odpowiednio argumentować.
No to przecież staram się argumentować, ziooom! Inaczej po prostu bym napisał: "Ej, na głowę Ci padło? Książka powinna mieć 4.5/6. Podobała mi się wszak!". No. A że tak nie piszę... :-p

A i owszem, uratował, w końcu to amerykańska powieść, right? Jak już go ściągnięto do jednostki :>
No. Uratował. Dobry klon. A swoją drogą, to tam chyba cały czas był nieźle porozdzierany wewnętrznie, nie?

To możliwe. A biorąc pod uwagę jak skorzy i chętni byli Jedi do rozmów z klonami, Nate nie jest/nie powinien być jedynym...
A skąd wiesz, że był? Wszak książki nie opisują tego, co się działo ze wszystkimi klonami, tylko kilka wybranych historii spośród naprawdę ich ogromnej liczby.

No, gdyby się ograniczał to nie mówilibyśmy o kiepskiej fabule tylko niemal o braku fabuły :>
Ha! Czyli nie jest tak źle :D:D:D

Nie wiem czy mówienie o kimś kto jest kompletny w zaledwie 2/3, że unika kontaktów z otoczeniem to trafny pomysł :>
A co? Nie było tak? Poza tym, to były zwykłe klony, a nie ARCi. I na pewno więcej, niż 2/3. Z biologicznego punktu widzenia, po prostu im coś tam w mózgach, eee, uprościli. Zredukowali.

Nie, sprawa dotyczyła percepcji świata przez głównego bohatera. Błędnej percepcji i szeregu konsekwencji z nią i jej odwróceniem związanych.
No przecież piszę. Ona reprezentowała typowy sposób postrzegania klonów, typowy dla większości istot galaktyki. I fakt, faktem, ten właśnie sposób postrzegania był jednym z powodów, dla których i klony nie kumplowały się z "zewnętrzniakami". I to jest fakt. Więc nie wmawiaj mi, że MedStar jest przykładem na to, że te kontakty kwitły!

Niniejszym przyznaję temu pomysłowi tytuł kretyństwa miesiąca
Pomysł, to fakt, do genialnych nie należał. Acz całkiem nieźle Barnes z niego wyszedł.

W takim razie FanFilm Krypta jest równie przerażającym spiskiem ;].
Z tym się zgodzę :-p

BTW takiej rzeczy się nie nazywa spiskiem, tylko blefem
Och, nie kombinuj w tę stronę. Gry słów, po polsku, kiedy to anglojęzyczny autor, nie mają sensu. Nie wiem jak w tam jest w USA, ale może oni różnicy zbyt dużej nie widzą?
Poza tym spiski właśnie na blefach się często opierają.

Jest mistrzem Jedi. To jak został przedstawiony w konfrontacji z rycerzem Jedi świadczy o niespójności świata.
Nie byle jaki rycerzem. Właściwie to z niezwykle potężnym Rycerzem, już legendą wśród ludów Republiki (za sprawą holonetu głównie i, oczywiście, własnych umiejętności). W każdym razie Obi już właściwie sięgał po bycie mistrzem i członkiem Rady, o czym wszyscy doskonale wiedzieli. Bo jeśli już nie był w stopniu mistrza, to już jego nominacja była przygotowana i czekała na jego przybycie na Coruscant, czy inną odpowiednią okazję. Wszak zasługiwał na to.
A Fisto. Był mistrzem. I w mistrzowaniu, zwłaszcza mieczykiem, pokazał klasę. Patrz, np. pojedynek z robocikiem na początku.

Godzina już nie późna, a ja wciąż nie kumam... (P, NMSP) - nigdzie tego nie widzę...
-- Ach o akronim Ci chodzi. A używaj czasem Googla, co?

Ach, a P to Polter, tak? Zmyliło mnie pomieszanie tego razem, jak i to, żebym zerknął na logo :-p Oj, naszukałem się powiązań, naszukałem :-p
20-02-2007 21:45
SethBahl
   
Ocena:
0
A swoją drogą, to tam chyba cały czas był nieźle porozdzierany wewnętrznie, nie?
-- Ciężko tu mówić o rozdarciu wewnętrznym... określiłbym to raczej, że był... "confused" zaistniałą sytuacją.

A skąd wiesz, że był?
-- Nie wiem przecież. Jakbym wiedział to bym już dawno puścił z tego wodę na swój młyn :>

Ha! Czyli nie jest tak źle :D:D:D
-- No, 2/6 też nie ma ;].

Poza tym, to były zwykłe klony, a nie ARCi. I na pewno więcej, niż 2/3. Z biologicznego punktu widzenia, po prostu im coś tam w mózgach, eee, uprościli. Zredukowali.
-- Nie rozumiemy się. To był szpital polowy. Klony tam trafiające były... no "prawie-kompletne" (brakowało im czasem nogi, ręki, głowy, kawałka klatki piersiowej, kilku narządów... czy takie tam inne...)

No przecież piszę. Ona reprezentowała typowy sposób postrzegania klonów
Kto "ona"? Jos Vondar reprezentowała? Nie, Jos Vondar facetem będąc nie mógł "reprezentowała" :>

Więc nie wmawiaj mi, że MedStar jest przykładem na to, że te kontakty kwitły!
-- Jak nie, klony które były w sprawne w stopniu umożliwiającym nie tylko samodzielne oddychanie, ale również wydawanie z siebiedzwięków bardziej skomplikowanych dziwięków od bliżej niesprecezowanych wrzasków (tj klon, sztuk 1) - starały się umilić sobie czas rozmową. Albo cywile umilali sobie czas rozmową z klonami... whatever, kontakt był ;].

Nie wiem jak w tam jest w USA, ale może oni różnicy zbyt dużej nie widzą?
-- Mają. Rozmawiasz z anglistą ;].

Poza tym spiski właśnie na blefach się często opierają.
- I kto tu się bawi w gierki słowne... ;]

Nie byle jaki rycerzem. Właściwie to z niezwykle potężnym Rycerzem, już legendą wśród ludów Republiki (za sprawą holonetu głównie i, oczywiście, własnych umiejętności). W każdym razie Obi już właściwie sięgał po bycie mistrzem i członkiem Rady, o czym wszyscy doskonale wiedzieli. Bo jeśli już nie był w stopniu mistrza, to już jego nominacja była przygotowana i czekała na jego przybycie na Coruscant, czy inną odpowiednią okazję. Wszak zasługiwał na to.
-- Nie pisałem Ci już czegoś o dorabianiu teorii? :> A tak poza tym, to Kenobi należał do Zakonowych "średniaków" (dobrych na tyle by wylądować w Radzie). W każdym razie do czołówki (Yoda, Windu) się nie zaliczał.

A Fisto. Był mistrzem. I w mistrzowaniu, zwłaszcza mieczykiem, pokazał klasę. Patrz, np. pojedynek z robocikiem na początku.
-- Tak, a tyłek skopała mu pierwsza z brzegu Sith-apprentice, bo Kenobi musiał wypaść dobrze :>

Ach, a P to Polter, tak?
-- Nie, "Przepraszam".

Oj, naszukałem się powiązań, naszukałem :-p
-- A notki na blogu mu się nie chce przeczytać... ;]
20-02-2007 22:06
Martinus
   
Ocena:
0
określiłbym to raczej, że był... "confused" zaistniałą sytuacją.

Jakbyś tego nie nazwał, nie było to dla niego normalne. Zresztą, wiele aspektów sytuacji była dla niego ogromnie nowa. Oczywiście więc, starał się, jak mógł, poradzić sobie z tą nowością.

Jakbym wiedział to bym już dawno puścił z tego wodę na swój młyn :>
No widzisz. Stąd można nawet wysnuć wniosek, że niektóre ARCi mogły mieć właśnie takie spaczenie, że nie zawsze robili tak, jak przewidywało to dowództwo. Mogły pod wpływem pewnych bodźców, robić coś nie tak. No mogły. Tego nie wiemy.

No, 2/6 też nie ma ;]
A skoro marna pozycja na 3/6, to jak nazwałbyś to to z 2/6? ;>

Nie rozumiemy się. To był szpital polowy. Klony tam trafiające były... no "prawie-kompletne" (brakowało im czasem nogi, ręki, głowy, kawałka klatki piersiowej, kilku narządów... czy takie tam inne...)
Fakt. Nie skumałem. Po prostu od razu szukam dziur w Twoim rozumowaniu analizując wariant najprostszy do ich znalezienia.

Kto "ona"?
Gubisz kontekst? Offee. Zresztą w tej kwestii Vondar też aniołkiem nie był.

Jak nie, klony które były w sprawne w stopniu umożliwiającym nie tylko samodzielne oddychanie, ale również wydawanie z siebiedzwięków bardziej skomplikowanych dziwięków od bliżej niesprecezowanych wrzasków (tj klon, sztuk 1) - starały się umilić sobie czas rozmową. Albo cywile umilali sobie czas rozmową z klonami... whatever, kontakt był ;].
To był kontakt? No ile tego było? Niewiele. I z musu właściwie (inaczej pomarliby... Z nudy). I też sporo paplaniny. Za język trzeba było ciągnąć, żeby wyciągnąć coś konkretnego...

Mają. Rozmawiasz z anglistą ;].
Z kim rozmawiam, to wiem :-p Wszak póki co, jesteś jeszcze studentem anglistyki... :-p A mylić się, rzecz ludzka :-p Ale powiedzmy, że wierzę Ci na słowo...

I kto tu się bawi w gierki słowne... ;]
:D:D:D Zbyt to lubię, żeby sobie darować :-p Ale Ty zacząłeś :-p

A tak poza tym, to Kenobi należał do Zakonowych "średniaków" (dobrych na tyle by wylądować w Radzie). W każdym razie do czołówki (Yoda, Windu) się nie zaliczał.
COOO!!??!!?? Średniaków? Co Ty gadasz! Przecież to, już jak najbardziej w czasach Wojen Klonów, acz i w nadchodzącej burzy to widać, i w e2, gdzie właściwie nawet najmłodsi Jedi go już znają, że był to już od dawna poważany człowiek, wiadomo było, że to ktoś, kto daleko zajdzie i Rada jednak liczyła się z jego zdaniem i umiejętnościami. Zresztą, nawet Annie w e2 go tam nieźle chwalił. Więc mi tu nie bluźnij. Albo poprzyj cytatami.

ak, a tyłek skopała mu pierwsza z brzegu Sith-apprentice, bo Kenobi musiał wypaść dobrze :>
Ot, to jest wtopa :-p Choć z drugiej strony to Kenobi miał już doświadczenie w walce z nią. Zresztą, tam była chyba nawet mowa o tych różnych Formach walki, ich zaletach i wadach...

A notki na blogu mu się nie chce przeczytać... ;]
Kurcze, na którym blogu znowu?

I jeszcze cytat z któregoś z poprzednich postów, ale bardzo mi się podoba:
Szczególnie jak flejmujesz z recenzentem :>
Heheh, powiedzmy, że nie mogłem się powstrzymać :-p
Swoją drogą, powiało grozą... Groźbą może nawet :-p
20-02-2007 22:36
SethBahl
   
Ocena:
0
Oczywiście więc, starał się, jak mógł, poradzić sobie z tą nowością.
-- No tak. So...?

No widzisz. Stąd można nawet wysnuć wniosek, że niektóre ARCi mogły mieć właśnie takie spaczenie, że nie zawsze robili tak, jak przewidywało to dowództwo. Mogły pod wpływem pewnych bodźców, robić coś nie tak.
-- No właśnie o tym mówilem. Co jest a) mało prawdopodobne b) mało logiczne bo Palpatine lubił mieć wszystko ładnie przemyślane...

A skoro marna pozycja na 3/6, to jak nazwałbyś to to z 2/6? ;>
-- Poczekaj aż dostane w swoje łapy coś co dostanie 2/6. ;]

Gubisz kontekst? Offee. Zresztą w tej kwestii Vondar też aniołkiem nie był.
-- I kto tu gubi kontekst. Szebki remament: Głównym bohaterem Medstar jest niejaki Jos Vondar chirurgiem polowym będący. Jak się okazało ów miał niezbyt zdrowy pogląd na świat (i na klony), a na ziemię sprowadziła go panna Offee. Co z kolei wywołało szereg, często gęsto burzliwych konsekwencji.

To był kontakt? No ile tego było? Niewiele.
-- Już pisałem - jakby Ci wyrwało pół klatki piersiowej, też bys nie był zbyt rozmowny...

COOO!!??!!?? Średniaków? Co Ty gadasz!
-- Kopsnij sobie staty Kenobiego z SWRPG d20 i porównaj z Yodami, Mace'ami, Sidiousami... No średniak.

gdzie właściwie nawet najmłodsi Jedi go już znają, że był to już od dawna poważany człowiek, wiadomo było, że to ktoś
-- Marcinkiewicza też wszyscy znają... :>

Albo poprzyj cytatami.
-- As I said - kopsnij sobie te staty. Albo pobiegaj po forum SWU w poszukiwaniu topicu o bodajrze bójce na arenie w AotC, może Deckard coś rzucił...

Ot, to jest wtopa :-p
-- I o to marudzę ;]

Kurcze, na którym blogu znowu?
-- Masz tam link na dole (albo na górze, zależnie jaki masz arrange komentarzy)
20-02-2007 22:56
Martinus
   
Ocena:
0
-- No tak. So...?
So, może nie w każdej kategorii wypadł dobrze i popełnił kilka błędów, jak to człowiek. O to mi chodzi przecież. Dostaliśmy człowieka, a nie doskonałego klona, który zawsze postępuje dobrze, jak mu kazano. Ehh...

-- No właśnie o tym mówilem. Co jest a) mało prawdopodobne b) mało logiczne bo Palpatine lubił mieć wszystko ładnie przemyślane...
I ja też o tym wspominałem :-p
A tak ogromna galaktyka słynie z rzeczy mało prawdopodobnych :-p Patrz - Korelianie.
A co do Palpiego. Cóż, każdego klona kontorlować nie mógł. I nie o to też mu chodziło. Klony miały pomóc zaprowadzić chaos w galaktyce. A potem, wytępić Jedi, w miarę możliwości. Więc kilka jednostek w te czy we wte większej różnicy mu nie robiło. A kontrolować każdego z osobna nie mógł. Po prostu postawił na skuteczność, kosztem karności kilku sztuk. Mniejsze zło.

-- Poczekaj aż dostane w swoje łapy coś co dostanie 2/6. ;]
Strzel sobie trylogię Landa :-p

-- I kto tu gubi kontekst. Szebki remament: Głównym bohaterem Medstar jest niejaki Jos Vondar chirurgiem polowym będący. Jak się okazało ów miał niezbyt zdrowy pogląd na świat (i na klony), a na ziemię sprowadziła go panna Offee. Co z kolei wywołało szereg, często gęsto burzliwych konsekwencji.
ehh, ciapa. Może i książka była o Vondarze. My wspominaliśmy jednak tylko Barissę. Wiec jak mogłem do Vondara się odwoływać?
A to sprowadzanie na ziemię i burzliwe konsekwencje, to był właśnie ten fenomen w kontkatach z klonami, na skale globalną, bo mało kto widział w klonach istoty rozumne. O czym już pisałem, i pisałem, a Ty dalej swoje...

-- Już pisałem - jakby Ci wyrwało pół klatki piersiowej, też bys nie był zbyt rozmowny...
A przed wyrwaniem połowy klatki nie mieli po co się kontaktować. Wniosek? Mało rozmawiali z obcymi.

-- Kopsnij sobie staty Kenobiego z SWRPG d20 i porównaj z Yodami, Mace'ami, Sidiousami... No średniak.
Opieram swoją wiedzę na książkach, a tu Obi wymiatał. Zresztą, rozmawiamy o książkach, a głównie o jednej, więc... A jeszcze poza tym, z logicznego punktu widzenia w grach takich po prostu nie może być za dużo wymiataczy, bo gra straciłaby sens. Musi po obu stronach być mniej więcej równowaga, więc poza oczywistościami w stylu Yody i Maca, resztę trzeba było pociąć. No bo jak inaczej to sobie wyobrażasz?

-- Marcinkiewicza też wszyscy znają... :>
Wszak był jednym z lepszych premierów, jakich mieliśmy. I choć teraz jest za bardzo ciapowaty, ogólnie, jak na aktualny rząd, wymiatał. Analogicznie Obi...

o bodajrze bójce na arenie w AotC
Ehh, w filmie to wszyscy Jedi na tej arenie na ekranie wypadli cienko. Wszak było ich tam porównywalnie z rupieciami robotów, które widziałem na arenie. Ale w książce dowiadujemy się, że robotów tych było dużo więcej, niż nam pokazano, ergo każdy kto przeżył, miał albo sporo szczęścia, albo umiejętności/Moc...

-- I o to marudzę ;]
Ale u mnie to jedna z niewielu wtop :-p Stąd i moja wyższa ocena :-p

- Masz tam link na dole (albo na górze, zależnie jaki masz arrange komentarzy)
Na dole :-p Acz zaczynam żałowac, jak tak jeździć muszę w te i z powrotem :-p
Chodzi Ci o tą mnogość komentarzy? Tam bym znalazł odpowiedź na pytanie, o co chodziło z tymi linkami :-p Poza tym, mówiąc "szukałem" miałem na myśli "kombinowałem, jakby to podpasowało pod Polter, SWU, etc" :-p
20-02-2007 23:18
SethBahl
   
Ocena:
0
Dostaliśmy człowieka, a nie doskonałego klona, który zawsze postępuje dobrze, jak mu kazano. Ehh...
-- Uhm... no OK, ale jak to się ma do reszty dyskusji?

A tak ogromna galaktyka słynie z rzeczy mało prawdopodobnych :-p
-- Jednakowoż wolałbym coś bardziej wyrafinowanego...

ehh, ciapa. Może i książka była o Vondarze. My wspominaliśmy jednak tylko Barissę.
-- Ja wspomniałem i wspomnialem w kompletnie innym kontekście. ;]

Wiec jak mogłem do Vondara się odwoływać?
-- Normalnie. Do niego też się odwołaliśmy. W sumie znowu ja to zrobiłem ;].

A to sprowadzanie na ziemię i burzliwe konsekwencje, to był właśnie ten fenomen w kontkatach z klonami, na skale globalną
-- Nie było na skalę globalną, bo na tym samym globie była panna Offee "obalająca stereotypy" :> A do tego dołożyć sobie możesz te wszystkie "klony z górnej półki" z Cestusa ucinające sobie pogawędki z Jedi, skoro tak trudo Ci to przełknąć ;]. I Cody'ego. I pewnie jeszcze paru którzy mi teraz do głowy nie przychodzą ;].

Wniosek? Mało rozmawiali z obcymi.
-- Tak, i nie brali od nich cukierków :>. Pogaduch z droidami sobie też nie ucinali. Klony nie biegały sobie po miastach i kawiarenkach w poszukiwaniu rozrywki. Rozmawiali wtedy, kiedy mogli - vide Spisek...

A jeszcze poza tym, z logicznego punktu widzenia w grach takich po prostu nie może być za dużo wymiataczy
-- Chyba nie bardzo łapiesz koncepcję. RPG to nie gra komputerowa. Staty do postaci filmowych są tylko punktem odniesienia. No chyba że chcesz taką postać umieścić w przygodzie jako NPCa. Ale to wciąż odzwierciedlenie jej "realnych" zdolności (głównie na podstawie filmów).

I choć teraz jest za bardzo ciapowaty, ogólnie, jak na aktualny rząd, wymiatał.
-- Nie przypominam sobie momentu w którym Marcinkiewicz by wymiatał. Był po prostu medialny.

Ehh, w filmie to wszyscy Jedi na tej arenie na ekranie wypadli cienko.
-- Cała ta scena został marnie zrobiona z "technicznego" puntu widzenia. Na co narzekamy w ww. topicu, więc tu nie będze offtopować.
21-02-2007 15:45
Martinus
   
Ocena:
0
Uhm... no OK, ale jak to się ma do reszty dyskusji?
No staram Ci się wytłumaczyć, że ta cała "dezercja" Jangotata nie była czymś aż tak dziwnym, na jaką ją kreujesz. Ech, śledź wątki uważnie.

Jednakowoż wolałbym coś bardziej wyrafinowanego...
A Barnes nie wolał...

Ja wspomniałem i wspomniałem w kompletnie innym kontekście. ;]
Och, ale potem była i wspominana w kolejnych kontekstach... Nie śledzisz uważnie wymiany zdań...

Normalnie. Do niego też się odwołaliśmy. W sumie znowu ja to zrobiłem ;].
Co? To właśnie to Twoje odwołanie, które spowodowało rozwój tego wątku, było pierwsze. Wcześniej nie mówiliśmy o Vondarze, tylko o Barissie. I to z kilka razy, stąd uznałem, że kontunuując wątek śmiało mogę napisać "ją"...

Nie było na skalę globalną, bo na tym samym globie była panna Offee "obalająca stereotypy" :> A do tego dołożyć sobie możesz te wszystkie "klony z górnej półki" z Cestusa ucinające sobie pogawędki z Jedi, skoro tak trudo Ci to przełknąć ;].
Była Barissa, która sama musiała też dojżeć, i był Vondar, którego ona uświadamiała. A historia została przytoczona, żeby pokazać, że takie rzeczy, jak zrozumienie klonów, widzenie w nich ludzi i takie tam, były niespotykane. Dlatego przecież to był tak ważny wątek w tamtej książce.

I Cody'ego.
No, nie zestawiaj mi tu Cody'ego, bo to jest przegięcie. On już należał do nowej generacji klonów, z kolejnymi modyfikacjami i takimi tam, i żył ciut później, kiedy to już i galaktyka dojrzała do tego, by zrozumieć klony. Stąd też i nakaz, aby klonom nadawać imiona, a nie cyferki. Niby nie długi okres czasu dzieli jednych klonów od drugich, a warunki już są zupełnie inne. Dla klonów.

Tak, i nie brali od nich cukierków :>. Pogaduch z droidami sobie też nie ucinali. Klony nie biegały sobie po miastach i kawiarenkach w poszukiwaniu rozrywki. Rozmawiali wtedy, kiedy mogli - vide Spisek...
Nie tyle kiedy mogli. Kiedy sytuacja ich do tego, że tak powiem, popychała. Było ich niewielu, z Jeedajami na dodatek, cóż, musieli, po prostu musieli utrzymywać kontakt między sobą. A poza tym.. Skoro już ustalone, że nie gadali za dużo, to o co Ci chodzi? Bo to Ty zdaje się coś wspominałeś, że to normalne były te ich pogaduch z istotami "z zewnątrz"...

Chyba nie bardzo łapiesz koncepcję. RPG to nie gra komputerowa. Staty do postaci filmowych są tylko punktem odniesienia. No chyba że chcesz taką postać umieścić w przygodzie jako NPCa. Ale to wciąż odzwierciedlenie jej "realnych" zdolności (głównie na podstawie filmów).
Racja, nie łapię.

Nie przypominam sobie momentu w którym Marcinkiewicz by wymiatał. Był po prostu medialny.
Co w porównaniu do teraźniejszego premiera jest wymiataniem... :-p
22-02-2007 00:11
SethBahl
   
Ocena:
0
No staram Ci się wytłumaczyć, że ta cała "dezercja" Jangotata nie była czymś aż tak dziwnym, na jaką ją kreujesz.
-- Nie, po prostu znowu dorabiasz ideologie do teorii :P

A Barnes nie wolał...
-- I dostał 3.5/6...

Co? To właśnie to Twoje odwołanie, które spowodowało rozwój tego wątku, było pierwsze. Wcześniej nie mówiliśmy o Vondarze
-- Że zacytuję najpierw sam siebie: "Nie, sprawa dotyczyła percepcji świata przez głównego bohatera" - no to jak nie mówiliśmy o Vondarze? A potem sparafrazuję Ciebie: i kto tu nie czyta uważnie... :>

Była Barissa, która sama musiała też dojżeć
-- Na pewno nie w poruszanej tutaj kwestii.

A historia została przytoczona, żeby pokazać, że takie rzeczy, jak zrozumienie klonów, widzenie w nich ludzi i takie tam, były niespotykane. Dlatego przecież to był tak ważny wątek w tamtej książce.
-- No tak, ale jak to się ima problemu? Problemem nie jest percepcja klonów przez galaktykę, tylko galaktyki przez klony. I nie są to dwie równoważne sprawy.

No, nie zestawiaj mi tu Cody'ego, bo to jest przegięcie. On już należał do nowej generacji klonów, z kolejnymi modyfikacjami i takimi tam, i żył ciut później, kiedy to już i galaktyka dojrzała do tego, by zrozumieć klony.
-- :D. Tak żył od groma później, gdyż od tego czasu minął cały, gigantyczny okres jedego roku ;]. No masakra. Taki szmat czasu, że galaktyka zdąrzyła przeprowadzić rewolucję moralną :>

Stąd też i nakaz, aby klonom nadawać imiona, a nie cyferki.
-- A to skąd? Bo tego patentu nie znam... Jest na to jakaś ciekawa lektura?

Niby nie długi okres czasu dzieli jednych klonów od drugich, a warunki już są zupełnie inne. Dla klonów.

Bo to Ty zdaje się coś wspominałeś, że to normalne były te ich pogaduch z istotami "z zewnątrz"...
-- No tak mi wychodzi z przeczytanych pozycji, jak na byle defaultowej misji co rusz się jakaś znajomość nawiązuje...

Co w porównaniu do teraźniejszego premiera jest wymiataniem... :-p
-- Zwykłem porównywać ludzi z najlepszymi, nie w drugą stronę ;].
23-02-2007 00:00
Martinus
   
Ocena:
0
Nie, po prostu znowu dorabiasz ideologie do teorii :P
Och, takie niestety jest życie, gdy autorzy nie trzymając się ściśle tego, co piszą inni, albo, o zgrozo, Lucas w NT olewa wątki z EU, biedny fan książek SW, żeby wszystko miało ręce i nogi, musi dorabiać do tego teorię. Niestety więc rzeczywistość zmusza do takich czynów :-p Ale dzięki temu to wszystko staje się jeszcze ciekawsze :-p Spróbuj :-p

Że zacytuję najpierw sam siebie: "Nie, sprawa dotyczyła percepcji świata przez głównego bohatera" - no to jak nie mówiliśmy o Vondarze? A potem sparafrazuję Ciebie: i kto tu nie czyta uważnie... :>
Mój błąd. Myślałem, że masz na myśli Offee...

Na pewno nie w poruszanej tutaj kwestii.
No jak nie? Przecież na początku ona też do klonów była nastawiona dość... No, nie jak do ludzi, że tak powiem.

No tak, ale jak to się ima problemu? Problemem nie jest percepcja klonów przez galaktykę, tylko galaktyki przez klony. I nie są to dwie równoważne sprawy.
Może nie są równoważne, ale są ze sobą w ścisłym związku. Wszak gdyby klony były, powiedzmy, kochane, uwielbiane i witane wszędzie z wiwatami, ale szczerymi, inaczej też by się odnosiły do "zewnętrzniaków".

Tak żył od groma później, gdyż od tego czasu minął cały, gigantyczny okres jedego roku ;]. No masakra. Taki szmat czasu, że galaktyka zdąrzyła przeprowadzić rewolucję moralną :>
Dla klonów, z ich przyspieszonym wzrostem był :-p
A tak serio, to właściwie chodzi o ludzi u władzy, że powoli zdaje się odkryli, że nie powinni klonów jak robotów traktować i nadawać im cyferki same, ale raczej podchodzić jak do ludzi, dając imiona. Cóż, pojawienie się klonów było nowością i wiele istot potrzebowało czasu, zeby sobie poradzić z tą sytuacją.

A to skąd? Bo tego patentu nie znam... Jest na to jakaś ciekawa lektura?
Teraz nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że to Zemsta Sithów. Książka of course.

No tak mi wychodzi z przeczytanych pozycji, jak na byle defaultowej misji co rusz się jakaś znajomość nawiązuje...
Och, no bo właściwie to nie mieli wyjścia. Full czasu, kiedy do roboty nie ma nic, a i Jedi byli ich ciekawi, więc jakoś to od słowa do słowa toczyło się samo. Klony wszak raczej przyzwyczajone są do działania. A poza tym, jako że było ich tak niewielu, nie mogli przecież cały czas tylko ze sobą się kontaktować. Umarliby wszak z nudów.

Zwykłem porównywać ludzi z najlepszymi, nie w drugą stronę ;].
W obie dobrze jest porównywać, żeby mieć pełen pogląd na sprawę. A dodawszy do tego jeszcze aktualny stan, to po prostu tak wyszło, że się w drugą stronę porównanie strzeliło...
23-02-2007 00:30
~DAWID WALTER

Użytkownik niezarejestrowany
    TO JEST DOBRE
Ocena:
0
TO JEST NAJGORSZY FILM JAK WIDZIAŁEM
27-02-2007 13:52

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.