Spisek na Cestusie – Steven Barnes
Wojny Klonów, wspomniane po raz pierwszy w rozmowie Luke’a z Obi-Wanem w Nowej nadziei, były nieustannie przedmiotem dociekań i zainteresowania fanów, tworząc wokół siebie otoczkę wielkiego konfliktu zbrojnego, który wciąż pozostawał wielką niewiadomą, ergo dawał olbrzymie pole do popisu wyobraźni i przyciągając uwagę jak magnes. Fala traktujących o nich książek, komiksów i gier wszelkiego typu jaka zalała rynek po premierze Ataku klonów dowiodła, że były również kolejnym fantastycznym posunięciem marketingowym Flanelowca. Jednym z przedstawicieli tej fali jest Spisek na Cestusie.
Wojna pomiędzy Republiką a Konfederacją Niezależnych Systemów trwa. Dwie armie – klonów po jednej i droidów po drugiej stronie – ścierają się na niezliczonej liczbie frontów. Jednak tym razem zagrożenie dla Republiki jest dużo poważniejsze. Na odległym świecie zwanym Cestus produkowani są Zabójcy Jedi – piekielnie szybkie, inteligentne, wrażliwe na Moc roboty, które mogą przechylić szalę zwycięstwa na stronę Separatystów. Dlatego też rycerz Jedi Obi-Wan Kenobi podejmuje się ciężkiego zadania – trzeba jak najszybciej wynegocjować wstrzymanie produkcji. Okazuje się jednak, że cała intryga to przerażający spisek...
Albo przynajmniej tak twierdzi autor, bo ja po lekturze książki wcale nie jestem o tym przekonany. Oczywiście nie sugeruję, że ów "przerażający spisek" umknął mojej uwadze, gdyż pan Steven Barnes przez niemal całą powieść z uporem maniaka przypomina o zbliżającym się jego nadejściu, jednak zawsze uważałem, że aby spisek można było określić mianem "przerażającego" (czy w ogóle mianem spisku) nie wystarczy wyjść na środek i oznajmić wszem i wobec "oto przerażający spisek". Trzeba usnuć niebanalną fabułę, przedstawić mglisty i zagadkowy obraz, by ostatecznie zaskoczyć czytelnika (że o przerażaniu kogokolwiek nie wspomnę). I w tym jakże krótkim akapicie zawarł się główny problem tej powieści – jest wymuszona, sztuczna, niedopracowana. Ale od początku.
Nad Republiką zawisło kolejne "mroczne widmo", tym razem w postaci śmiercionośnych, czułych na Moc robotów typu ZJ. Aby zażegnać konflikt, kanclerz Republiki wysyła niewielkie siły uderzeniowe na Ord Cestus, gdzie mieści się ich fabryka. I właśnie na tej planecie rozgrywa się znakomita większość akcji powieści. Sam Cestus to świat piaszczysty, acz nie pozbawiony gór i jezior, zamieszkały przez rdzennych (lecz pozostających już w mniejszości) owadopodobnych X’tingów oraz ludzi. Pomysł byłby bardzo dobry, gdyby tylko jego wykonanie było lepsze. Tymczasem dostajemy bardzo ogólny opis świata, który z jednej strony wydaje się ograniczony, z drugiej natomiast (kiedy akcja przenosi się do innych lokacji na planecie) niespójny. Widać wyraźnie, że pan Barnes nie zadał sobie specjalnego trudu, by opracować przemyślaną i ciekawą lokację – zamiast tego dostaliśmy mniej-więcej Geonosis z Ataku klonów, co jest kolejną porażką Spisku..., gdyż kalkowanie planet w tak szerokim i barwnym świecie, jakim jest uniwersum Gwiezdnych wojen, po prostu nie powinno mieć miejsca.
Głównym bohaterem powieści jest Obi-Wan Kenobi, który został oficjalnie wysłany z misją na Cestus. Oficjalnie, gdyż nieoficjalnie wraz z nim na planetę przybywa niewielki oddział uderzeniowy żołnierzy-klonów po wodzą Kita Fisto. Nareszcie, można by powiedzieć, gdyż Nautolanin, mimo iż jest postacią ciekawą, nie jest często wykorzystywany przez gwiezdnowojennych pisarzy. Obi-Wan, jako negocjator Republiki większość czasu spędza na konfrontacjach prawniczo-politycznych w siedzibie lokalnych władz. Pasuje tam bardzo dobrze, a autorowi zdecydowanie udało się uczynić jego przygody ciekawymi. Podobnie sprawy mają się z drugim Jedi i oddziałem klonów. Interakcje przybyszów z tubylcami oraz proces tworzenia wspólnych sił zbrojnych to na pewno nie coś, przy czym czytelnik będzie się nudził. Kolejnym duży plusem powieści jest motyw Jangotata. Podczas gdy inni używali klonów jako zwykłego mięsa armatniego w tle rycerzy Jedi, Steven Barnes postanowił odpowiedzieć na pytanie czy życie żołnierza Republiki ogranicza się do wykonywania rozkazów, czy klony powinny być postrzegane jako bezmózgie maszyny do zabijania. Miła odmiana, choć szczerze mówiąc i ten motyw nie wyszedł autorowi perfekcyjnie – miejscami opowieść staje się nieco naciągana, a tu i ówdzie możemy się natknąć na fabularne nieścisłości.
Jak w każdej powieści z serii Gwiezdnych wojen, tak i w tej bohaterowie natrafią na wrogie działania czarnych charakterów. W Spisku na Cestusie prym wśród nich wiedzie, ku radości sporej rzeszy fanów, Asajj Ventress – mroczna Jedi i uczennica Hrabiego Dooku. Nie należy jednak spodziewać się po niej wyszukanych kwestii, czy genialnych zagrywek taktycznych, ale to akurat nie jest winą braku umiejętności pisarskich autora. Asajj jest typowym pionkiem dla Lordów Sith – tak została przedstawiona w serialu Clone Wars i na taki obraz wykreował ją również Steven Barnes. Gdyby się przyjrzeć dokładniej, można się nawet dopatrzyć wysiłków z jego strony by wydobyć z niej nieco finezji, jednak... wyszło jak wyszło – nie każda postać w uniwersum Star Wars może być Kreią, więc najwyraźniej Asajj Ventress pozostała jedynie ciekawa prezencja.
Należy otwarcie powiedzieć, że język, jakim jest napisana powieść, nie należy do najbardziej wyszukanych, choć tragedii też nie ma. Barnes nie gubi się w fabule, która wraz z rozwojem dwa bądź trzy razy wykaże się nieoczekiwanym zwrotem akcji. Jest nawet spisek, choć śmiem twierdzić, że żadnego "przerażenia" czytelnik się w nim nie doszuka. Ogólnie wszystko sprawia wrażenie solidnej całości, dramat jednak zaczyna się dopiero później.
Pamiętam jak narzekałem podczas lektury Cieni Imperium, jednak to co Amber zrobił ze Spiskiem... przechodzi ludzkie pojęcie. Co bardziej sarkastyczni czytelnicy mogą stwierdzić, że ów "przerażający spisek" kryje się właśnie tutaj i nie dotyczy bynajmniej Cestusa, a Steve’a Barnesa. Pani Aleksandra Jagiełłowicz ma wyraźne problemy z pisaniem w języku polskim, co zakończyło się tym, iż Spisek... możemy przeczytać w tzw. "języku polskawym". Zawaliła także redakcja, w związku z czym czytelnik napotka tu i ówdzie radosne zdania bez sensu. Do tego wszystkiego dołożyła się korekta, co akurat nie jest nowością, gdyż niemal w każdej gwiezdnowojennej powieści można wyłapać kilka literówek. Tragedia...
Podsumowując – książka do tych z górnej półki zdecydowanie nie należy. Fabuła tworzy logiczną całość, choć prawdopodobnie zainteresuje jedynie fanów Gwiezdnych wojen, a "przerażającego spisku" (które to określenie nagminnie przewija się przez całą długość tak książki, jak i tej recenzji) można dopatrzyć się jedynie w sposobie, w jaki Amber wydał tę pozycję. W powieści występują ciekawe, dość rzadko spotykane w książkowej serii Star Wars postaci, a ich kreacja wypada nieźle. Zastrzeżenie można mieć jedynie do Kita Fisto, który - zwłaszcza w porównaniu z Obi-Wanem Kenobim - wypada po prostu słabo (a jest przecież mistrzem Jedi). Spisek na Centusie ma sporo zalet, jeszcze więcej wad i zdecydowanie nie jest książką wybitną, nawet jak na realia powieści z uniwersum Gwiezdnych wojen.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Wojna pomiędzy Republiką a Konfederacją Niezależnych Systemów trwa. Dwie armie – klonów po jednej i droidów po drugiej stronie – ścierają się na niezliczonej liczbie frontów. Jednak tym razem zagrożenie dla Republiki jest dużo poważniejsze. Na odległym świecie zwanym Cestus produkowani są Zabójcy Jedi – piekielnie szybkie, inteligentne, wrażliwe na Moc roboty, które mogą przechylić szalę zwycięstwa na stronę Separatystów. Dlatego też rycerz Jedi Obi-Wan Kenobi podejmuje się ciężkiego zadania – trzeba jak najszybciej wynegocjować wstrzymanie produkcji. Okazuje się jednak, że cała intryga to przerażający spisek...
Albo przynajmniej tak twierdzi autor, bo ja po lekturze książki wcale nie jestem o tym przekonany. Oczywiście nie sugeruję, że ów "przerażający spisek" umknął mojej uwadze, gdyż pan Steven Barnes przez niemal całą powieść z uporem maniaka przypomina o zbliżającym się jego nadejściu, jednak zawsze uważałem, że aby spisek można było określić mianem "przerażającego" (czy w ogóle mianem spisku) nie wystarczy wyjść na środek i oznajmić wszem i wobec "oto przerażający spisek". Trzeba usnuć niebanalną fabułę, przedstawić mglisty i zagadkowy obraz, by ostatecznie zaskoczyć czytelnika (że o przerażaniu kogokolwiek nie wspomnę). I w tym jakże krótkim akapicie zawarł się główny problem tej powieści – jest wymuszona, sztuczna, niedopracowana. Ale od początku.
Nad Republiką zawisło kolejne "mroczne widmo", tym razem w postaci śmiercionośnych, czułych na Moc robotów typu ZJ. Aby zażegnać konflikt, kanclerz Republiki wysyła niewielkie siły uderzeniowe na Ord Cestus, gdzie mieści się ich fabryka. I właśnie na tej planecie rozgrywa się znakomita większość akcji powieści. Sam Cestus to świat piaszczysty, acz nie pozbawiony gór i jezior, zamieszkały przez rdzennych (lecz pozostających już w mniejszości) owadopodobnych X’tingów oraz ludzi. Pomysł byłby bardzo dobry, gdyby tylko jego wykonanie było lepsze. Tymczasem dostajemy bardzo ogólny opis świata, który z jednej strony wydaje się ograniczony, z drugiej natomiast (kiedy akcja przenosi się do innych lokacji na planecie) niespójny. Widać wyraźnie, że pan Barnes nie zadał sobie specjalnego trudu, by opracować przemyślaną i ciekawą lokację – zamiast tego dostaliśmy mniej-więcej Geonosis z Ataku klonów, co jest kolejną porażką Spisku..., gdyż kalkowanie planet w tak szerokim i barwnym świecie, jakim jest uniwersum Gwiezdnych wojen, po prostu nie powinno mieć miejsca.
Głównym bohaterem powieści jest Obi-Wan Kenobi, który został oficjalnie wysłany z misją na Cestus. Oficjalnie, gdyż nieoficjalnie wraz z nim na planetę przybywa niewielki oddział uderzeniowy żołnierzy-klonów po wodzą Kita Fisto. Nareszcie, można by powiedzieć, gdyż Nautolanin, mimo iż jest postacią ciekawą, nie jest często wykorzystywany przez gwiezdnowojennych pisarzy. Obi-Wan, jako negocjator Republiki większość czasu spędza na konfrontacjach prawniczo-politycznych w siedzibie lokalnych władz. Pasuje tam bardzo dobrze, a autorowi zdecydowanie udało się uczynić jego przygody ciekawymi. Podobnie sprawy mają się z drugim Jedi i oddziałem klonów. Interakcje przybyszów z tubylcami oraz proces tworzenia wspólnych sił zbrojnych to na pewno nie coś, przy czym czytelnik będzie się nudził. Kolejnym duży plusem powieści jest motyw Jangotata. Podczas gdy inni używali klonów jako zwykłego mięsa armatniego w tle rycerzy Jedi, Steven Barnes postanowił odpowiedzieć na pytanie czy życie żołnierza Republiki ogranicza się do wykonywania rozkazów, czy klony powinny być postrzegane jako bezmózgie maszyny do zabijania. Miła odmiana, choć szczerze mówiąc i ten motyw nie wyszedł autorowi perfekcyjnie – miejscami opowieść staje się nieco naciągana, a tu i ówdzie możemy się natknąć na fabularne nieścisłości.
Jak w każdej powieści z serii Gwiezdnych wojen, tak i w tej bohaterowie natrafią na wrogie działania czarnych charakterów. W Spisku na Cestusie prym wśród nich wiedzie, ku radości sporej rzeszy fanów, Asajj Ventress – mroczna Jedi i uczennica Hrabiego Dooku. Nie należy jednak spodziewać się po niej wyszukanych kwestii, czy genialnych zagrywek taktycznych, ale to akurat nie jest winą braku umiejętności pisarskich autora. Asajj jest typowym pionkiem dla Lordów Sith – tak została przedstawiona w serialu Clone Wars i na taki obraz wykreował ją również Steven Barnes. Gdyby się przyjrzeć dokładniej, można się nawet dopatrzyć wysiłków z jego strony by wydobyć z niej nieco finezji, jednak... wyszło jak wyszło – nie każda postać w uniwersum Star Wars może być Kreią, więc najwyraźniej Asajj Ventress pozostała jedynie ciekawa prezencja.
Należy otwarcie powiedzieć, że język, jakim jest napisana powieść, nie należy do najbardziej wyszukanych, choć tragedii też nie ma. Barnes nie gubi się w fabule, która wraz z rozwojem dwa bądź trzy razy wykaże się nieoczekiwanym zwrotem akcji. Jest nawet spisek, choć śmiem twierdzić, że żadnego "przerażenia" czytelnik się w nim nie doszuka. Ogólnie wszystko sprawia wrażenie solidnej całości, dramat jednak zaczyna się dopiero później.
Pamiętam jak narzekałem podczas lektury Cieni Imperium, jednak to co Amber zrobił ze Spiskiem... przechodzi ludzkie pojęcie. Co bardziej sarkastyczni czytelnicy mogą stwierdzić, że ów "przerażający spisek" kryje się właśnie tutaj i nie dotyczy bynajmniej Cestusa, a Steve’a Barnesa. Pani Aleksandra Jagiełłowicz ma wyraźne problemy z pisaniem w języku polskim, co zakończyło się tym, iż Spisek... możemy przeczytać w tzw. "języku polskawym". Zawaliła także redakcja, w związku z czym czytelnik napotka tu i ówdzie radosne zdania bez sensu. Do tego wszystkiego dołożyła się korekta, co akurat nie jest nowością, gdyż niemal w każdej gwiezdnowojennej powieści można wyłapać kilka literówek. Tragedia...
Podsumowując – książka do tych z górnej półki zdecydowanie nie należy. Fabuła tworzy logiczną całość, choć prawdopodobnie zainteresuje jedynie fanów Gwiezdnych wojen, a "przerażającego spisku" (które to określenie nagminnie przewija się przez całą długość tak książki, jak i tej recenzji) można dopatrzyć się jedynie w sposobie, w jaki Amber wydał tę pozycję. W powieści występują ciekawe, dość rzadko spotykane w książkowej serii Star Wars postaci, a ich kreacja wypada nieźle. Zastrzeżenie można mieć jedynie do Kita Fisto, który - zwłaszcza w porównaniu z Obi-Wanem Kenobim - wypada po prostu słabo (a jest przecież mistrzem Jedi). Spisek na Centusie ma sporo zalet, jeszcze więcej wad i zdecydowanie nie jest książką wybitną, nawet jak na realia powieści z uniwersum Gwiezdnych wojen.
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Spisek na Cestusie (The Cestus Deception)
Autor: Steven Barnes
Tłumaczenie: Aleksandra Jagiełowicz
Autor okładki: Steven D. Anderson
Wydawca: Amber
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 2004
Liczba stron: 376
Oprawa: miękka
Format: 123 x 190 mm
Seria wydawnicza: Star Wars
ISBN-10: 83-241-1914-0
Cena: 34,80 zł
Autor: Steven Barnes
Tłumaczenie: Aleksandra Jagiełowicz
Autor okładki: Steven D. Anderson
Wydawca: Amber
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 2004
Liczba stron: 376
Oprawa: miękka
Format: 123 x 190 mm
Seria wydawnicza: Star Wars
ISBN-10: 83-241-1914-0
Cena: 34,80 zł
Tagi:
Spisek na Cestusie | Steven Barnes