» Film » Seriale » The Clone Wars #07. Duel of the Droids

The Clone Wars #07. Duel of the Droids


wersja do druku

You hold onto friends by keeping your heart a little softer than your head

Redakcja: Wojciech 'Wojteq' Popek

The Clone Wars #07. Duel of the Droids
R2-D2 co prawda zaginął, jednak wojna wciąż trwa. Sprytny astromech postanawia jednakowoż nie dać o sobie zapomnieć, w związku z czym bohaterowie, przeczesujący przestrzeń w poszukiwaniu tajnej bazy nasłuchowej Separatystów, natykają się na wysłany przez R2 sygnał. Odpowiednia nadinterpretacja faktów i okoliczności pozwala Anakinowi podjąć decyzję, by wykonać skok w pobliże miejsca, skąd wiadomość została nadana, co, ku zaskoczeniu wszystkich daje niespodziewane, lecz jakże pożądane rezultaty... Bądźmy szczerzy, miniserie w ramach The Clone Wars to nie całkiem mistrzostwo świata w ramach twórczości gwiezdnowojennej. Po raczej negatywnie odebranej trylogii Rising »Malevolence«, szósty epizod rozpoczął kolejną wieloodcinkową (dokładnie: dwuodcinkową) część serialu. Jak łatwo się domyślić, po jego seansie niewiele osób wpadło w szał radości. Okazuje się jednak, że nie należy ganić twórców zanim dostaną okazję, by powiedzieć ostatnie słowo. Co nie wyszło poprzednim razem, udało się tym – Filoni i spółka obrócili porażkę w zwycięstwo. Jak poprzednio, głównym bohaterem odcinka jest R3-S6, zwany Goldiem – robot astromechaniczny, którego Skywalker zmuszony był przygarnąć w miejsce porwanego R2. Już od poprzedniego odcinka Goldie charakteryzuje się tym, że potrafi popisowo spaprać nawet najprostsze zadanie, czym doprowadza Anakina i służące pod nim klony do białej gorączki. Jego działania są tak słabo przemyślane, iż widz stopniowo dochodzi do coraz bardziej wymyślnych wniosków na temat motywów droida, tu zaś trzeba ostrzec, że myśleć nad nimi za dużo nie należy – ja przypadkowo popsułem sobie niespodziankę. Najistotniejszą częścią Duel of the Droids nie jest jednak wyjaśnienie zagadki tożsamości Goldiego, a zakończenie epizodu, czyli tytułowy epicki pojedynek droidów. Tego jeszcze proszę państwa nie było i konfrontację dwóch astromechów (R2-D2 i R3-S6, naturalnie), którą bez problemów można porównać do pojedynku Obi-Wana i Vadera z Zemsty Sithów, doprawdy warto zobaczyć. Niezmiernie podoba mi sposób, w jaki od początku serialu traktuje się od strony aktorskiej Ahsokę Tano. Ashley Eckstein dysponuje głosem z jednej strony intrygującym, nietuzinkowym, z drugiej zaś na tyle typowym, by nie psuć konwencji postaci. Co więcej dziewczyna ta autentycznie gra i wychodzi jej to świetnie – nie było to tak widoczne w wersji kinowej, lecz z każdym odcinkiem serialu wnosi do postaci coś nowego i naturalnie pogłębia jej wizerunek zwykłej nastolatki – nie głupawej, naiwnej smarkuli, jak to się kończy w większości przypadków, a realistycznej, spontanicznej młodej osoby – tyle że z odległej galaktyki. Podobną ocenę należy wystawić postaci Anakina Skywalkera. Z epizodu na epizod coraz bardziej odnoszę wrażenie, że The Clone Wars sporo zyskało na niezatrudnieniu Haydena Christensena, gdyż wątpię, by (po zabraniu możliwości gniewnego marszczenia brwi) miał widzom do zaoferowania tyle, co głęboki acz pogodny, poniekąd "mentorski" głos Matta Lantera. Skończyło się to jednak w ostatnich dwóch odcinkach, gdzie twórcy z uporem maniaka wkładają postaciom w usta kwestie oklepane i banalne. Miast czerpać z tego, co udało się do tej pory osiągnąć, scenarzyści w dość nieudolny sposób usiłują symulować luzacką atmosferę amerykańskich filmów akcji. Zdaję sobie sprawę, że po napisaniu tego wiele osób będzie psy na mnie wieszać, ale droidy bojowe naprawdę są śmieszne. Jest w tym stwierdzeniu nieco przesady, jako że przynajmniej połowę przeznaczonego dla nich "czasu antenowego" są dla starszego widza równie nieśmieszne co przeklęty przez fanów Jar Jar Binks, jednak mają tak duży udział w dialogach, że z ich kwestii bez problemu mogę wybrać takie, które autentycznie bawią nieźle. Tym lepiej wypadają Duel of the Droids, gdzie przesunięto je na trzeci plan i zdecydowanie ograniczono finezję w wygłupach (a jak już wspomniałem, kwestie dialogowe to nie jest najmocniejszy element odcinka). Suma summarum? Myślę, że niewielu wystawi Duel of the Droids ocenę negatywną. Co więcej mam wrażenie, że sentyment do odcinka i jego finałowej potyczki pozostanie jeszcze przez dłuższy czas. Część osób będzie punktować postać Generała Grievousa, który po raz kolejny musiał uciekać z dowodzonej przez siebie jednostki – staje się to irytujące, jako że demoniczny generał przestał robić w Gwiezdnych wojnach cokolwiek poza dostawaniem manta i uciekaniem. Niemniej i on dostał w odcinku małe nawiązanie do Clone Wars – animacji, w której zadebiutował. Słowem – odcinek nie powala, ale fani sagi obejrzą go z przyjemnością. Ciekawostki:
  • Choć nie nazwano tego faktu w odcinku, jego scenariusz ustala, że tajna satacja nasłuchowa Separatystów, Skytop Station, znajduje się w atmosferze księżyca Ruusan. Ruusan to świat ważny z punktu widzenia fikcji gwiezdnowojennej w Expanded Universe, będąc miejscem bitwy starożytnych Jedi z Sithami.
  • Siedzenia pilotów w "Vulture's Claw" wzorowano na fotelach z "Sokoła Millennium".
  • Złoto-czarne malowanie R3-S6 to nawiązanie to barw Pittsburgh Steelers, ulubionej drużyny futbolu amerykańskiego Dave'a Filoni'ego.
  • Nie próbujcie tłumaczyć napisów, jakie odtwarzane są z pamięci R2 – to losowe ciągi znaków.
Linki:
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.